Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "kiedy nad pierre", znaleziono 200

W najbardziej demokratycznym kraju świata laboratorium bez problemu zatuszowało skandal. Uniknęło procesu za sprawą najpotężniejszego czynnika paraliżującego poczucie sprawiedliwości - książeczki czekowej. Schemat jest prosty: wobec stanowczego sprzeciwu dorzuca się jedno zero. Czemuś takiemu nikt się nie oprze.
Sophie udało się szybko załatwić wizytę u specjalisty. Nie wiem, co sobie umyśliła, ale żeby wybrać "terapeutę behawioralnego"...to naprawdę głupie. Dlaczego nie poszła do jakiegoś porządnego psychiatry? Do kogoś, kto zrobi z człowieka czubka znacznie skuteczniej niż wszyscy inni...
Wstyd jest czymś strasznym, paraliżuje człowieka.
Każda strona jest gwałtem, każde zdanie upokorzeniem, każde słowo okrucieństwem.
Wcześniej czy później zapomina się, to nieuniknione. Ale zapomnienie nie oznacza uzdrowienia.
Wielką sztuką jest wyjść tak jak się weszło. Wyjść jest trudniej, wymaga to odporności, koncentracji, czujności, trzeźwego myślenia- dużo jak na jednego człowieka. Podobnie jest z napadem; pod koniec zawsze rośnie ryzyko spartaczenia roboty, człowiek zaczyna z pokojowymi zamiarami, potem napotka opór i jeśli straci głowę, kończy, strzelając do tłumu, zostawiając za sobą jatkę będącą zwyczajnie skutkiem braku zimnej krwi.
Jeśli ta szansa na strzał nie wypali, trzeba będzie przemyśleć sprawę (...). Numer z posłańcem z kwiaciarni. Albo z cukierni. Idzie się na górę, grzecznie puka do drzwi, wchodzi, wręcza słodycze i wychodzi. Tu konieczna jest wielka precyzja. Albo odwrotnie, hałaśliwa akcja. Dwie różne taktyki, z których każda ma swoje zalety. Pierwsza, strzał celowany, wymaga większych umiejętności i jest bardziej satysfakcjonująca, ale to metoda narcystyczna, myśli się wtedy bardziej o sobie niż o tamtym, brak w tym szerokiego gestu. Druga, głośna kanonada, jest bezsprzecznie bardziej hojna, bardziej wielkoduszna, to nieledwie filantropia.
Z napadem jest jak z jazdą na nartach, do wypadku dochodzi zwykle pod koniec dnia, ostatni wysiłek pociąga najwięcej kontuzji.
W dzisiejszych czasach z policjantami jest jak z politykami, im niższy wzrost, tym wyższe stanowisko.
Wyobraźmy sobie kogoś bliskiego, kogoś, kto liczy na naszą opiekę, wyobraźmy sobie, że ten ktoś cierpi, jest umierający, a obleją nas zimne poty. Ale rozszerzając perspektywę, wyobraźmy sobie, że ta osoba przyzywa nas na pomocy w chwili, gdy nie potrafi opanować strachu, a zapragniemy umrzeć.
Za przełomowe uważa się takie wydarzenie, które wywraca do góry nogami twoje życie. (...) Takie zdarzenie -decydujące, wstrząsające, nieoczekiwane, zdolne postawić w stan najwyższej gotowości twój system nerwowy, rozpoznajesz natychmiast pośród innych życiowych zdarzeń, ponieważ ma ono w sobie specyficzną dynamikę i intensywność; gdy do niego dochodzi, od razu wiesz, że będzie miało ono dla ciebie olbrzymie konsekwencje, że to co cię właśnie spotyka, jest nieodwracalne.
Przeczuwamy ledwie jedną setną tego, co nas spotyka.
Na słowa będzie jeszcze czas, najpierw musiało się znaleźć miejsce na milczenie.
W ciągu tych czterech lat wszystko się zmieniło, wszystko odnowił, a zarazem wszystko pozostało takie samo. On także "zrobił porządki". Na tyle, na ile się dało, bo tego nigdy nie zrobi się naprawdę dobrze, strzępy życia przetrwały tu i tam, kiedy się rozejrzy wokół, wszędzie je widzi.
...dla człowieka, który czuje, że usuwa się pod nim ziemia, bezczynność jest zabójcza.
Wie pan jak skończył Ravic? (...) nim wyzionął ducha, odcięto mu dziesięć palców, po kolei, jeden po drugim. Nożem myśliwskim.(...) Ravic był Serbem, ale w końcu Francja jest krajem azylu, czyż nie? Sądzi pan, że takie siekanie cudzoziemców na kawałki sprzyja turystyce?
Z gniewem można sobie poradzić, w końcu człowiek się uspokaja, relatywizuje, ale miłość własna? To straszne, jak potrafi dopiec. Zwłaszcza komuś, kto nie ma już nic do stracenia, komuś, komu już nic nie zostało. Na przykład takiemu facetowi jak ja. Zraniona miłość własna sprawia, że jest zdolny do wszystkiego.
Maleval i Louis urodzili się w jego zespole i trudno mu wyobrazić ich sobie poza jego ramami. Jak większość mężczyzn, którzy pozostaną bezdzietni, Camille jest specjalistą w wymyślaniu sobie potomstwa. (...) Tym sposobem wymyślił sobie dwóch synów, z jednej strony Luisa, syna idealnego, nienagannego, pojętego ucznia, będącego mu nagrodą za wszystko, z drugiej Malevala, syna gwałtownego, szczodrego, mrocznego, tego, który go zdradził, przez którego stracił żonę. W którym wszystko, łącznie z nazwiskiem, było złowieszcze.
W Hafnerze nie ma nic z tego drapieżnika, którego opisuje jego przestępczy życiorys. To zresztą dość częste zjawisko- wyjąwszy tych kilka minut, kiedy dokonują swoich najbrutalniejszych czynów, kryminaliści, złodzieje i gangsterzy wyglądają na zupełnie zwyczajnych ludzi. Mordercy to ty i ja.
W ciele modela bije zawsze serce artysty.
-Znaleźli Marca. Miał pan rację, w nieciekawym stanie.
-Gdzie?- zapytał Camille, udając zaskoczenie.
-U niego w mieszkaniu.
Camille popatrzył na kolegę zasmuconym wzrokiem: Armand był skąpy, oszczędzał nawet na wyobraźni.
Zaraz po zdaniu egzaminów Louis wylądował w świecie bardzo odległym od jego wyobrażeń; nie było w nim za grosz brytyjskiej schludności Agathy Christie ani metodycznego namysłu Conan Doyle’a, były tylko ponure meliny, pobite dziwki, wykrwawieni dilerzy w kontenerach na śmieci na bulwarze Barbes, zadźgane ćpuny, cuchnące kible, gdzie znajdowano tych, którzy próbowali uciec przed wyrokiem śmierci...
Elegancki budynek nad kanałem, jak okiem sięgnąć żyłkowana wykładzina, jak okiem sięgnąć szkło, a i piersi recepcjonistki też jak okiem sięgnąć.
...antypatyczny osobnik o nazwisku Cottet, pewny siebie, pamiętajcie, że jesteście na moim terenie, proszę usiąść, czym mogę służyć, ale nie mogę wam poświecić dużo czasu. W rzeczywistości Cottet przypominał domek z kart. Należał od ludzi, którymi potrafi zachwiać byle drobiazg.
Dziennikarze są trochę jak pracownicy zakładu pogrzebowego, wystarczy im jeden rzut oka, by ocenić długość ciała. I widząc wynoszone worki, od razu odgadli, że zawartość jest w kawałkach.
Maleval miał zadatki na przyszłego skorumpowanego glinę, tak jak niektóre dzieci już od przedszkola mają zadatki na przyszłych laserów. Właściwie trudno było powiedzieć, czy po prostu trwonił swoje kawalerskie życie, tak jak inni trwonią otrzymany spadek, czy zdążył już wkroczyć na śliską równię pochyłą wydatków człowieka żyjącego ponad stan.
Jakieś pytania? Nie było żadnych, albo było ich zbyt wiele, co na jedno wychodzi.
Camille przypomniał sobie pięćdziesięcioletnią kobietę, którą kiedyś spotkał, szczupłą, elegancką i przeraźliwie brzydką. Typ kobiety wymykającej się wszelkim próbom opisu...
...w tej pracy nawet nękanie innych staje się formalnością.
...harmonogram Camille’a był uwarunkowany niedolą świata; wychodził wcześnie, wracał późno.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl