Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz degas", znaleziono 6

Vegas? (...) Ostateczne miejsce, w którym zakopuje się ból pod przyjemnością.
Zabieranie Dziewczyny do Vegas to jak przyprowadzanie żony do domu swojej kochanki.
W Las Vegas odbywał się doroczny zjazd Międzynarodowego Stowarzyszenia Bliźniąt Jednojajowych.
Nawet jeśli jeszcze nie całkiem wiedział, kim chce być, może być, kim sobie tylko zamarzy.
Myślę, że zło to taki ptak - stwierdza Jerome. - Duży, uszargany, lodowato szary. Lata tu i tam, wszędzie, gdzie mu się podoba. Wleciał do głowy faceta, który powystrzelał tych wszystkich ludzi w Las Vegas. Wstąpił w Erica Harrisa i Dylana Klebolda. Hitlera. Pol Pota. Włazi im do głów, a kiedy odwalą mokrą robotę, odlatuje. Chciałbym to ptaszysko schwytać. - Zaciska dłonie, patrzy na nią, i tak, w oczach ma łzy. - Złapać skurwiela i ukręcić mu łeb.
Dziwne wspomnienie, jak na nerwową noc w Las Vegas. Mineło pięć lat? Sześć? Zdaje się, jakby od tamtego czasy upłynęło całe życie lub przynajmniej przemineła jego najważniejsza część – szczyt, który już nigdy się nie powtórzy. San Francisko w połowie lat sześćdziesiątych to było bardzo specyficzne miejsce i czas dla każdego, kto się tam znalazł. Może czaił się w tym ukryty sens? A może nie, przynajmniej na dłuższą metę… Ale żadne wyjaśnienie, żadne połączenie słów, muzyki i wspomnień nie podważyw pewności, że było się w tym zakątku czasu i przestrzeni. Cokolwiek by to znaczyło…
(...)Wspaniałe wszechogarniające uczucie, że cokolwiek robimy, jest dobre; że to my wygrywamy. Myślę, że to co jest najważniejsze – wrażenie nieuchronnego zwycięstwa nad siłami wszystkiego, co stare i złe. Nie w militarnym sensie; nie o to nam chodziło. Nasza energia po prostu dominuje. Nie widzimy powodu, by walczyć – po waszej ani po ich stronie. To my napędzamy świat; unosimy się na grzbiecie rosnącej, cudownej fali.
A teraz, niecałe pięć lat później gdyby wspiąć się na strome wzgórze w Las Vegas i spojrzeć na zachód, to – jeśli ktoś wie, jak patrzeć – może niemal zauważyć ślad w miejscu, w którym ta fala załamała się i cofnęła.
- Wiedzieliśmy, że wszystko to kiedyś wezmą diabli - podjął wreszcie - ale przypatrywaliśmy się temu biernie. Powinny być jakieś nagrody za tego typu głupotę.
- Może wiedzieliśmy, ale nie potrafiliśmy w to uwierzyć - zasugerowała Lucy.
- Wiara. - Prychnął pogardliwie. - Mógłbym pocałować tysiąc krzyży. Pierdolić wiarę. Wierzyć można w Boga - ciągnął z goryczą. - W miłość. W zaufanie. Wierzę, że mogę ci zaufać. Wierzę, że mnie kochasz. - Uniósł ironicznie brew. - Wierzę, że Bóg patrzy na nas z góry i śmieje się wniebogłosy.
Wypił łyk drinka, a potem postawił kieliszek do martini na barze i zaczął go obracać machinalnie w palcach, gapiąc się na krążące w nim oliwki.
- Tu nie chodzi o wiarę. Myślisz, że ktoś taki jak Catherine Case z Las Vegas naprawdę w coś wierzy? Chodzi o to, żeby patrzeć i widzieć. Czyste dane. W dane się nie wierzy, tylko się je sprawdza. - Skrzywił się. - Gdybym miał wskazać palcem chwilę, w której naprawdę spierdoliliśmy sprawę, wybrałbym tę, w której uznaliśmy, że dane to coś, w co można wierzyć bądź nie.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl