Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lub z darski i", znaleziono 91

"Wyglądał przyzwoicie: opalony, w miarę wypoczęty, co nie zdarzało się ostatnio często. Nawet lekko zarysowane zmarszczki na czole dodawały mu charakteru. Brakowało tylko jaj, jednak ich nie da się uwypuklić kremem".
"Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jest w tym stwierdzeniu sporo racji, szczególnie gdy człowiek już utknął w piekle po uszy i rozpaczliwie chce się dowiedzieć, kto mu je zgotował".
"Głupotą nie jest popełnianie błędów tylko uparte w nich trwanie".
Ukrył się w świecie myśli - tu czuł się najbezpieczniej.
Czuła, że stanowi dla matki bolesne przypomnienie, że życie biegnie dalej, bez względu na to, ile wycierpieliśmy. Obie zapłaciły za to wysoką cenę.
Czas nie zagoił ran. Postrzępił ledwie ich brzegi.
Oddaliły się od siebie. Córka czuła się winna tego, co stało się lata temu w lesie, a Iwona nigdy nie pozwoliła jej pomyśleć, że jest w błędzie.
Cierpliwość pozwoli mu wrócić do normalnego życia. Cierpliwość i zdolność kontrolowania instynktu. Musiał opanować tę umiejętność do perfekcji, jeśli pragnął odzyskać wolność.
Oboje wiedzieli, że w tak hermetycznym środowisku głębokie krzywdy i traumy rezonują donośnym echem również po latach. Zniekształcone przez plotki, przekłamania i domysły.
Los naznacza nas cierpieniem i złudzeniami, bez względu na to, jak bardzo wypieramy je ze świadomości. Lepi w nas jak w miękkiej glinie, odciskając poczucie winy, bezradności i braku sensu.
Od dziecka lubiła uczucie autodestrukcji. Nicości. Ostrożne przekraczanie barier, lawirowanie na granicy i stąpanie po wiszącej nad przepaścią linie. Z czasem uzależniała się od tego wyniszczającego uczucia.
U nas zło ma zawsze twarz obcego.
Wiara i obłuda były we wsi prawdą i życiem.
Smród stawał się jeszcze bardziej intensywny. Zdawało mu się, że czuje zgniłe mięso, ale panujący na dole chłód skutecznie stłumił odór, przykrywając go kocem wilgoci.
W bagażu wspomnień najbardziej ciążą te, których nie da się wymazać.
Jeden z budynków otaczających podwórko stał tak, że frontowa brama wychodziła na stronę "aryjską", a wyjście piwniczne wiodło wprost do getta. Budynek ów dawał licznym Żydom sposobność kontaktowania się z zewnętrznym światem.
Ktoś, kto zastrzelił leżącego obok człowieka, musiał być pewny siebie albo zdesperowany, skoro zdecydował się zrobić to w bramie, w sąsiedztwie popularnego klubu. Ktoś mógł go zobaczyć. Wiedział, że nie odpowie za zbrodnię, lub był po prostu głupi. Gdyby miała wybierać, wybrałaby drugą opcję.
Ale to nie był koncert życzeń.
Grudki białego puchu rozsiadały się na parapetach kamienic jak wysypane z poduszek pierze. Wirowały w górze w niezgrabnym tańcu i kleiły się do twarzy błądzących w mroku ludzi. Wkrótce znikną. Jesień nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Nie zauważył, kiedy rozpętała się ulewa. Deszcz smagał szyby i spływał rwącym strumieniem wzdłuż szosy. Woda ściekała z mokrych włosów, wlewała mu się za koszulkę i chłodziła rozgrzane do czerwoności ciało.
Nawet jeśli nie wiem, czego chcę od życia, to pewna jestem jednego: że chcę coś czuć. Czegoś pragnąć. Robić coś po raz pierwszy, nawet jeżeli to najgłupsza rzecz na świecie.
Pomyślała, że zostało niewiele takich miejsc, które mimo upływu lat niemal się nie zmieniały. I ludzi. Ci zmieniają się jeszcze szybciej. Zwykle na gorsze.
Nie usłyszał huku wystrzału, nie poczuł, kiedy kula przeszyła mu czaszkę na wylot ani dotyku zimnej gleby, na która opadło jego bezwładne ciało.
W więzieniu nauczył się mieć oczy dookoła głowy. Każdy szelest, każdy ruch wzbudzał czujność.
Śmierć na nikim nie robiła tu wrażenia. Wtapiała się w tło. Wsiąkała w stęchłe mury.
Człowiek jest w stanie przyzwyczaić do najgorszych warunków...
Ona nie żyje. Nie żyje! Żadne zaklęcia tego nie zmienią. Ten koszmar był czymś realnym. Skradał się na patykowatych odnóżach, chwytał za gardło i pozbawiał tchu.
Odkąd przeniósł się do tej dziury, jego życie przypominało prosty, powtarzalny do znudzenia schemat. Praca. Wieczór w mieszkaniu, które wynajął w taniej kamienicy, telewizor i żal, który wżerał się w skórę. Relacja z Olą była jedyną odskocznią od tej rutyny.
Odkąd przeniósł się do tej dziury, jego życie przypominało prosty, powtarzalny do znudzenia schemat. Praca. Wieczór w mieszkaniu, które wynajął w taniej kamienicy, telewizor i żal, który wżerał się w skórę. Relacja z Olą była jedyną odskocznią od tej rutyny.
Małpowaci nie dali sie Polakom, Tatarom, Szwedom, carskim, bolszewikom, sanacji, nazistom, komunistom, ani nawet socjaldemokratom - podjął rozważania. - Czterdzieści tysięcy lat tkwili tu jak owad w bursztynie, jak kamyk w bucie, jak sęk w desce, kpiąc z całej tej cywilizacji, kolektywizacji, elektryfikacji, melioracji i industrializacji, a teraz przyszli kościelni i w godzinę nierozwiązywalną sprawę załatwili. Z naszą niewielką pomocą.
- No więc - Pawło dyplomatycznie zmienił temat - Prusaków tniesz piłą zardzewiałą, naszym dajesz znieczulenie, reszta normalnie.
- Tatko?
- Hę?
- A którzy to nasi? Po mundurze rozpoznawać można, ale carskich nie lubię, a tamci tu przyleźli...
Pawło zadumał się na chwilę.
- Nasi to Polacy - zawyrokował wreszcie. - Nieważne, w jakim mundurze. No jak któremu Ukraińcowi będzie dobrze z oczu patrzyć, też można wyjątek zrobić.
- I dla Czechów - dodał Igor. - Bo dobre piwo robią.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl