Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "miara para nie", znaleziono 22

Całą tę mieścinę da się zamknąć w takim zdaniu, pomyślała. Tu wszędzie można było dotrzeć w parę minut samochodem. Ada, przyzwyczajona do życia w dużej aglomeracji, oceniała otoczenie zupełnie inną miarą.
Andrzej zawsze miał problemy z dogadywaniem się na Mogilskiej, co w przypadku oficera policji mogło stanowić niejaką przeszkodę w normalnym wypełnianiu obowiązków służbowych. Nieźle powiedziane. Tak naprawdę to nie lubił policji i policjantów, a zwłaszcza śledczych, do których miał wątpliwy zaszczyt się zaliczać. Podobnie jak nie lubił przestępców, których uwielbiał łapać własnoręcznie i w miarę możliwości karać na miejscu. W ogóle nie lubił ludzi, nie wyłączając siebie. Może z paroma wyjątkami, ale też bez przesady.
Główne Miasto, Stare Miasto, Korzenne Miasto, Stare Przedmieście, Młode Miasto, Nowe Miasto i Dolne Miasto, budowane łącznie ponad siedemset lat, spłonęły w trzy dni. Nie był to pierwszy pożar Gdańska. Pomorzanie, Brandenburczycy, Krzyżacy, Polacy, Szwedzi i znów Szwedzi, Francuzi, Prusacy i Rosjanie, także Sasi już przedtem, tworząc historię, co parę dziesiątków lat uznawali, że trzeba to miasto spalić - a teraz Rosjanie, Polacy, Niemcy i Anglicy wspólnie wypalali po raz setny cegły gotyckich budowli, nie uzyskując w ten sposób sucharów. Płonęła Straganiarska, Długa, Szeroka, Tkacka i Wełniarska, płonęła Ogarna, Tobiasza, Podwale Staromiejskie, Podwale Przedmiejskie, płonęły Wały i Długie Pobrzeże. Żuraw był z drzewa i płonął szczególnie pięknie. Na ulicy Spodniarzy ogień kazał sobie wziąć miarę na wiele par uderzająco jaskrawych spodni. Kościół Najświętszej Marii Panny płonął od środka i przez ostrołukowe okna ukazywał uroczyste oświetlenie. Pozostałe, nie ewakuowane jeszcze dzwony Świętej Katarzyny, Świętego Jana, Świętej Brygidy, Barbary, Elżbiety, Piotra i Pawła, Świętej Trójcy i Bożego Ciała stapiały się w dzwonnicach i skapywały bez szmeru. W Wielkim Młynie mielono czerwoną pszenicę. Na Rzeźnickiej pachniało przypaloną niedzielną pieczenią. W Teatrze Miejskim dawano prapremierę "Snów podpalacza" dwuznacznej jednoaktówki. Na ratuszu Głównego Miasta postanowiono podwyższyć po pożarze, z ważnością wstecz, pensje strażaków. Ulica Świętego Ducha płonęła w imię Świętego Ducha, Radośnie płonął klasztor franciszkanów w imię Świętego Franciszka, który przecież kochał i opiewał ogień. Ulica Mariacka płonęła równocześnie w imię Ojca i Syna. Że spłonął Targ Drzewny, Targ Węglowy, Targ Sienny, to samo przez się zrozumiałe. Na Chlebnickiej chlebki już nie wyszły z pieca. Na Stągiewnej kipiało w stągwiach. Tylko budynek Zachodniopruskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia z czysto symbolicznych względów nie chciał spłonąć.
Gdyby w sennych koszmarach istniała muzyka, brzmiałaby jak Burza.
Pięściami wiatru Burza zaczyna bić o okiennice, próbując skruszyć nasz domek jak skorupkę jaja. Nie potrafi, więc przenika przez ściany, na niezliczone sposoby sprawiając, że drewno zaczyna krzyczeć.
Dźwięk dzwonów wypacza jej powolną, senną pieść, lecz Amma nie przestaje: czyni to, co robiła przez ostatnie pięćdziesiąt lat, prowadząc ten dom dla przeklętych.
Lecz jeżeli wrócę, jeśli zatrzasnę za sobą drzwi, a na tę dziewczynkę spadnie nieszczęście, będę temu winna. Jeżeli zaś pójdę po nią i dam się zabić, tata do końca życia będzie nazywał mnie w myślach omszałym móżdżkiem.
Cóż, przywykłam do tego.
Bestia Burzy, kształtem przypominająca pająka, z klekotem odnóży kroczy między nami a tatą. Jeszcze nigdy nie widziałam żadnej z tak bliska. Wydęty odwłok wygląda na zbudowany z tej samej substancji co sama Burza - z czarnego, gęstego, nieustannie się kłębiącego i wirującego dymu. Ośmioro wyłupiastych ślepi mieni się fioletem błyskawic.
W domu Ammy dla Przeklętych poznaliśmy trzy rodzaje pukania do drzwi.
Mój podziw staje się lodowatym strachem, bo ich odwaga i siła zwracają się teraz przeciwko mnie.
Jego słowa są jak cios prosto w żołądek. Zawiodłam go. Nie jestem geniuszem jak on. Ani bohaterką jak mama. I nie mam w sobie nawet ćwierci dobroci Ammy.
Moja droga, w życiu każdej kobiety przychodzi moment, w którym trzeba jej podjąć decyzję.
Moja mama była kobietą z planem. Nie bała się niczego - ani Burzy, ani Regii.
Mija prawie godzina, nim docieram do białej żelaznej bramy, przez którą można się przedostać do czwartego kręgu. Istnieją cztery takie przejścia: czarna brama od północy, biała od wschodu, złota od południa i karmazynowa od zachodu. Złota droga jako jedyna prowadzi prosto do pierwszego kręgu, aż do pałacu Regii. Pozostałe kończą się na kręgu drugim.
Budzę się, gdy ledwie dziesięć cali dzieli czubek mego nosa od miękkiej czerni Burzy. Odsuwam się gwałtownie i przeskakuję pół pokoju, zanim dociera do mnie, co właściwie robię.
To Dalca stoi za tym wszystkim. Jeżeli chcę ocalić tatę, Dalca jest kluczem. Jeżeli chcę pomścić Ammę i tkniętych Burzą, Dalca musi zapłacić za ich krzywdę.
Działo się coś dziwnego – w lustrze wyglądałam normalnie, a na zdjęciach brzydłam. Te cholerne aparaty fotograficzne nigdy mnie nie rozumiały.
Nie ma nic gorszego (nie licząc oczywiście morderstwa oraz znalezienia grubego włosa w przystawce), niż usłyszeć czyjeś słowa: „Na tym zdjęciu świetnie wyszłaś”, a potem zobaczyć fotografię, która przedstawia wąsatego gnoma z policzkami jak balony i grymasem na twarzy mogącym imitować odbyt słonia.
Gdyby o wszystkim decydował właśnie zwieracz wewnętrzny, spokojna sala w bibliotece nie miałaby żadnych szans z twoimi bąkami. On nie zna wstydu.
Usłyszawszy to, poczułam coś na kształt objawienia.
– Faktycznie – przytaknęłam – prawie zawsze wiemy, czy szykuje się kupa czy tylko pierdnięcie!
– Odbyt jest bardzo sprytny – oznajmił Lunniss.
Kiedy Europejczycy przybyli do Ameryki, byli dosyć mocno owłosieni. Zakładali włochate kolonie. Bardzo włochate kolonie… Nawet jeszcze 100 lat temu kobiety zostawiały swoje owłosienie w spokoju, by mogło sobie swobodnie zwisać tu i ówdzie.
Drob­ne słowa się liczą. Po­dob­nie jak złe wra­że­nia.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl