“Zaczesał je palcami do tyłu, bosko naprężając przy tym bicepsy i biegł dalej. Jak ja kochałam jego ramiona i mięśnie piersiowe, i pośladki, i… Dobra, uspokój się – skarciłam się w myślach, założyłam słuchawki na uszy i przyspieszyłam prędkość do ulubionej przeze mnie, aż muzyka porwała mnie w stan, w którym nie liczyło się nic oprócz biegu. Myśli już nie płynęły przez mój umysł, nie wprawiały ciała w niemiły dreszcz czy niepokój. Były obok, gdzieś poza mną, nieszkodliwe, obojętne, prawie przeźroczyste. Uwielbiałam ten błogi stan, w jaki wpadał wtedy mój zwykle niemal nieprzerwanie pracujący na maksymalnych obrotach umysł.”
“Dlaczego jego czarodziejka z Północy użalała się nad jakimś Erikiem, kiedy to on, Raoul, był nieszczęśliwy? – mówiłam już, że przemyślenia Raoula są genialne?
Pozbawiony cielesności głos znów podjął śpiew – z pewnością jeszcze nigdy dotąd Raoul nic podobnie pięknego nie słyszał. W jednym oddechu, w jednym dźwięku słychać było jednocześnie wszelkie skrajności. (…) Śpiew ten był jak ciche, pełne harmonii źródła, z którego wyznawcy, całkowicie oddani, mogli czerpać, pewni, że spijają samą esencję muzyki. (…) niesamowity głos nie śpiewał w istocie nic nadzwyczajnego. Banalne, proste słowa, wręcz prawie zwyczajnie pospolita melodia jawiły się, teraz przetworzone cudownym tchnieniem, jak pełna namiętności muzyka unosząca ich wprost do nieba. Ten głos anielski gloryfikował hymn zgoła pogański ”
“Przebudzam się nagle i stwierdzam, że coś jest nie w porządku. Podnoszę głowę i dociera do mnie, że leżę na środku areny cyrkowej, przypięty pasami do łóżka w taki sposób, żebym nie mógł się ruszyć. Dookoła na widowni siedzi pełno ludzi, którzy zaczynają bić brawo. W tle leci głośna muzyka cyrkowa, oznajmiająca, że za chwilę zacznie się przedstawienie.
– Odepnijcie te pasy! – krzyczę.”