Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "pani materie", znaleziono 2

...ratowniczkę z SOR-u, opowieści o świetnym przygotowaniu doprowadzały do szału. - Nawet nie było wiadomo, co robić z ciałami. Jak covidowy umierał, to potem kwitł na izolatce, czekał na jakąś decyzję.
- Długo?
- Długo. Generalnie jest zasada, że ciało powinno leżeć do sześciu godzin, bo człowiek może się obudzić. Ale tu trwało to dużo dłużej i nie chodziło o wybudzenie, ale o to, że nie wiadomo było, jak zabezpieczyć ciało. Normalnie nakłada się flizelinę, wkłada się zwłoki do metalowej trumny i jedzie do kostnicy. A teraz? To jednak potencjalny materiał zakaźny! Co robić? Okręcać? Nikt nam nie powiedział. Zwłoki leżały, a myśmy czekali na informację od mądrzejszej głowy. Od pani ordynator, od pani oddziałowej. Mądre głowy też nie wiedziały i za każdym razem była samowolka. Owijanie w tysiące warstw wszystkiego. Flizelina, worki, takie przypominające worki na śmieci. Oczywiści wszyscy starali się z szacunkiem.
Książki były jej ocaleniem. W dzieciństwie miała półeczkę z ulubionymi książkami dziecięcymi, które kochała tak bardzo, że czytała je na okrągło. Jednak po pobycie w szpitalu, długiej podróży i wielu zimnych dniach na posępnych korytarzach Idlewild stały się one czymś więcej niż tylko wciągającymi opowieściami. Dawały życie, ich strony były równie ważne jak oddychanie.
Nawet teraz, siedząc na lekcji w klasie, Sonia muskała palcami pożółkłe strony podręcznika do łaciny, jak gdyby ich faktura mogła ją uspokoić. Pani Peabody rozwodziła się przy tablicy o koniugacji czasowników, a dziesięć dziewcząt wierciło się na krzesłach. (…) Sonia znała już ten materiał. Lata temu przebiła się przez podręcznik znacznie dalej; nie mogła nic na to poradzić. Idlewild nie obfitowało w książki. W szkole brakowało biblioteki, nie prowadzono zajęć z literatury, nie pracowała w niej życzliwa bibliotekarka, podająca „My Friend Flicka” z uśmiechem na ustach. Jedyne książki nadsyłali przyjaciele i rodzina, niektóre szczęściary mogły przywozić je z bożonarodzeniowej wycieczki do domu. Skutkiem tego w Idlewild każda książka, nieważne jak durna czy nudna, przechodziła przez setki głodnych lektury rąk, aż w końcu rozpadała się na pojedyncze kartki, które często wiązano razem elastyczną gumką, a później kolejne strony zaczynały ginąć w nieznanych okolicznościach. Gdy brakowało dostępu do jakichkolwiek innych pozycji, najbardziej zdesperowane dziewczęta sięgały po podręczniki.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl