Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "prostu mamie", znaleziono 11

„Mama się uśmiechnęła.
- Nie musisz rozumieć tego teraz. Po prostu przypomnij sobie o tym miejscu, gdy będziesz musiała porozmawiać z Bogiem o czymkolwiek.
- A jeśli będzie zajęty?
Mama pochyliła się i pocałowała mnie w czubek głowy.
- To wtedy któryś z jego aniołów będzie słuchać”
Kiedy byłam mała i ktoś powiedział mi coś niemiłego, [mama] mawiała szeptem: "Ten człowiek cię nie nienawidzi, kochanie, on po prostu jeszcze nie wie, że cię lubi".
Lila twierdzi, że gdyby mama chciała, byśmy jej nie słyszeli, po prostu zdjęłaby te kapcie, przecież nie jest głupia. Na pewno nie jest głupia, chociaż kiedyś wymknęło się jej: "O ja głupia, jak mogłam zapomnieć?!".
-Mamo, wy się nie rozwiedziecie, prawda?
Jej oczy natychmiast się otworzyły.
-Rozwód? Jestem porządną katoliczką, Louiso. My się nie rozwodzimy. Po prostu każemy naszym mężom cierpieć przez całą wieczność!
Wspomnienia, które łączę z Mamą, to nasze wspólne rozmowy - nie tylko wymiana słów, ale również uczuć, myśli, pragnień. Siadałyśmy i po prostu gadałyśmy, bez ograniczeń, bez zakłamania, o wszystkim - od najgłębszych tajemnic wszechświata do prostych codziennych spraw.
Czy wiesz, że morza i oceany, że rzeki i jeziora, że wszystkie wody opływające ziemię są ze sobą połączone i że jeżeli chcesz dotrzeć dokądkolwiek na świecie, możesz po prostu ruszyć przed siebie i trafisz tam, dokąd zmierzasz? Tak mi powiedziała mama. Tu kończy się świat. Tu zaczyna się podróż.
Mama Miłka, ledwie przekroczyła próg, czuła, że coś się święci. W całym domu pachniało bzem z nutką jakichś innych zapachów. Przebrała buty i wkroczyła do salonu, gdzie zastała stół nakryty białym obrusem. Na nim stał wazon z kwiatami i pucharki z sałatką owocową. Jej mąż i syn stali uśmiechnięci i gestem zapraszali do zajęcia miejsca przy stole. Usiadła wygodnie w fotelu i spojrzała na swoich mężczyzn. – Przeskrobaliście coś? Dzień Matki jest dopiero w przyszłym tygodniu. – Nic z tych rzeczy. Po prostu przyspieszyliśmy świętowanie. Mama nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i dyskretnie otarła łzę. W duchu dziękowała Bogu, że obdarzył ją takim cudownym mężem i synem. Pomyślała też, że nie oddałaby ich za żadne skarby świata.
Widzisz córeczko - powiedziała matka po chwili dłuższego namysłu. - Jeżeli on odsuwa Ci krzesło, kiedy siadasz, otwiera drzwi, kiedy wsiadasz, podaje płaszcz i ułatwia wejście do lokalu - to nie znaczy, że Cię kocha. Nie powinnaś mylić dobrych manier z zaangażowaniem. Jeżeli trzyma Twoje włosy, kiedy wymiotujesz jak kot na imprezie, to nie znaczy że Cię kocha. Jeżeli się z Tobą przespał - to nie znaczy, że Cię kocha. Nawet jeżeli następnego dnia zadzwonił. Nawet jeżeli przespał się ponownie. Nawet jeśli sypia z Tobą od roku - to nie znaczy że Cię kocha i że do czegokolwiek się zobowiązał. Nawet jeśli mówi, że kocha, to może to oznaczać zupełnie coś innego. Ja wiem Olu, że jesteś z innego pokolenia. Mamy równouprawnienie, kobieta może wysyłać sygnały tak samo jak mężczyzna, może podejmować inicjatywę i brać sprawy w swoje ręce. Ale kochanie, nie ma tak nieśmiałego mężczyzny, żeby nie był w stanie wystartować wtedy kiedy naprawdę mu zależy. Nie goń, nie ścigaj, nie napieraj. To Ci się zwyczajnie nie opłaci. Mężczyźni, Olu, to zdobywcy. Może Cię kochać, ale w momencie kiedy zaczniesz na niego naciskać po prostu ci ucieknie. -To co mam zrobić mamo? - zapytała, jak wtedy, kiedy miała 13 lat. - Nic kochanie. Czekać.
Motto: „Urazy nie tyle szkodzą tym, wobec kogo je żywimy, ile jeno nam, którzy nosimy je w sercu” Fragment książki "Wyrwać chwasta": – Przygotowania do ślubu szły swoim spokojnym torem. Mieliśmy kupione obrączki, zamówioną mszę i wynajęty lokal na małe przyjęcie. Ja co prawda rodziny nie mam, ale kilku przyjaciół i rodzina Joanny to miało być ponad dwadzieścia osób. W ową sobotę 17 sierpnia spotkaliśmy się, aby pójść do kina. Nawet nie pamiętam na co. W każdym bądź razie w centrum, w kinie w centrum mieliśmy być… Ku mojemu zaskoczeniu Joasia oświadczyła mi, że zmieniła plany, że ślubu nie będzie. Ja próbowałem dowiedzieć się dlaczego. Najpierw nie chciała mi powiedzieć, tylko prosiła o przyjęcie przeprosin, że już więcej nie się spotkamy. W końcu uległa i powiedziała, że dwa miesiące wcześniej poznała kogoś, i że jest to coś niespotykanego. Kiedy ja zapytałem ją, jak to jest, że dwa miesiące spotykała się z kimś i mi o tym nie powiedziała, to ona odpowiedziała, że chciała przekonać się, że nie jest to chwilowe zauroczenie. Oznaczało to, że ona mnie po prostu zdradzała, bo ja byłem jej narzeczonym, bo ja się oświadczyłem w maju… Tak mnie to zatkało, że nawet nie zauważyłem, kiedy odeszła, nawet nie widziałem jej opuszczającej mnie. Kiedy się ocknąłem, to nie wiem, czy bardziej byłem zły czy smutny. Na pewno byłem załamany. Jak załamany, to wiadomo… Wypiłem jedno piwo, potem drugie. – W tym momencie Orest wypił kilka łyków nalanego mu przez Pawła piwa. – Wróciłem do domu i była pewnie piąta, może wpół do szóstej po południu. Mama zdziwiła się, co ja tak szybko wróciłem. Zamknąłem się w swoim pokoju i nie chciałem jej powiedzieć. Mama zrobiła herbatę i przyniosła mi. „Co się stało?” – spytała mnie. „Joasia mnie rzuciła” – odpowiedziałem… Tu Orest przerwał. Wypił jeszcze dwa łyki piwa. Spoglądał na Pawła i Agnieszkę, jakby szukając pocieszenia, bowiem opowiadanie wyzwalało w nim na nowo owe nieprzyjemne emocje, które wielokroć mu się przypominały w ostatnich latach. Wojtek dał mamie znać, że chce mu się pić, więc Agnieszka podała mu jego plastykowy kubeczek z dzióbkiem z jego ulubionym napojem pomarańczowym. Dziecko pokazało jednak na szklankę tatusinego piwa. – Ty nie możesz tego pić! To jest bardzo niesmaczne. – Tak, Wojtuś! Mama ma rację – wsparł ją Orest. – To jest niesmaczne i niezdrowe. Malec pokręcił głową na znak, że ma inne zdanie. Chwyciwszy w końcu swój kubek, poszedł z nim pod telewizor z bajką na ekranie. Oczy Agnieszki i Pawła skierowały się na Oresta. – W efekcie pokłóciłem się z mamą, bo ona wymyśliła sobie, że to na pewno moja wina. „To przez ten twój egocentryzm” – mówiła. Wtedy ja wypaliłem jej, że przez tę jej zaborczą miłość ja ociągałem się z przedstawieniem Joasi i że bylibyśmy już po ślubie. W każdym bądź razie dyskutowaliśmy głośno, co potwierdziły potem zeznania Rogalowej odczytane na rozprawie. Coś koło szóstej – wpół do siódmej wyszedłem z domu. No, wyleciałem… Rogalowa zeznała, że trzasnąłem drzwiami. Ciebie, Paweł, nie było, więc poszedłem do Parku Dreszera. Na naszą ławkę, wiesz którą, tam w kącie pod kasztanem. Po drodze kupiłem dwa piwa. Byłbym pewnie wypił i wrócił, ale przyplątało się takich dwóch meneli i zadeklarowali mi swoje towarzystwo. We wszystkim mi przytakiwali i szybko wyrazili gotowość skoczenia po wódeczkę, tylko że akurat nie byli przy forsie. Ja akurat byłem dziany, więc taki goniec, co to skoczy i przyniesie, był mi na rękę. Nie mógł przepaść z banknotem, bo miałem jego kumpla jako zastaw. Wrócił więc i mieliśmy zapas rozweselacza na jakiś czas. Na krótki czas. Potem za gońca robił ten drugi, a potem były jeszcze dwie zmiany, a potem zrobiło się ciemno na dworze i w moich oczach, a potem obudziłem się nad ranem i wróciłem do domu prosto do swego pokoju i na swoje łóżko, a potem rano była policja i ja nie miałem alibi na noc. A mama już nie żyła. Zginęła w parku, podobno przed północą, ugodzona nożem. A potem się okazało, że na tym nożu nie było odcisków palców, ale były fragmenty naskórka z moim DNA… Orest zamilkł. Nastała cisza. Tylko z telewizora leciały jakieś głosy bohaterów dziecięcej kreskówki. Powoli zaczął wycierać chusteczką najpierw oczy, a potem nos. Paweł dolał mu piwa, a on bezwiednie wypił do dna szklanki. – Rogalowa mówiła, że po wpół do jedenastej w nocy twoja mama wyszła z mieszkania – Paweł mówił to cicho i ze smutkiem. – Dlaczego ona szła cię szukać, przecież nigdy wcześniej nie robiła tego, chociaż czasami nie wracałeś na noc? Skąd – kurna – wpadła na pomysł, żeby szukać cię akurat w Parku Dreszera? – Nie wiem. Kiedyś nie było komórek, więc nie zawsze miała wiadomość, gdzie się podziewałem. Myślałem, że się do tego przyzwyczaiła. Ale widocznie myliłem się. A twoja mama, gdzie by cię szukała? Chyba też w parku, co nie? – Może masz i rację. Ale ty nie nosiłeś noża, prawda? – Pewnie, że nie! Nigdy. Tak samo jak ty. – To w takim razie nie był twój nóż. Nie było na nim odcisków, a to znaczy, że ktoś je musiał specjalnie powycierać. Ty byłeś pijany, więc nie mogłeś… – Ja też tak myślę, ale policji, prokuratora i sędziów to nie przekonało. – Jeśli był twój naskórek, twoje DNA, to ktoś musiał tym nożem ocierać o ciebie. Twoją mamę znaleziono w alejce bocznej, tuż przy alejce głównej, a stamtąd do ławki pod kasztanem jeszcze jest kawałek drogi. – To co z tego? – To kto wiedział, że ty tam jesteś? Ci dwaj menele, jak ich nazwałeś… To może oni zabili twoją matkę, czy nie wydaje ci się? – Właśnie, że wydaje mi się, że to nie mogli być oni. To byli pijacy, a nie zbiry. – A ty byłeś mordercą? – No co ty!?! – No właśnie. A jednak ciebie skazali. – Dzisiaj przyszedł do nas Orest jako skazany morderca – zaczęła bardzo poważnie Agnieszka, zwracając się do Pawła – a jednak ja nie bałam się, bo miałam inne przeświadczenie. Dlatego ja rozumiem go, że ma inne przeczucie. – To sobie posiedziałeś za nie swoje, a co na to twój obrońca? Nie potrafił cię wyciągnąć z tego? – Papuga to facet w porządku. Chciał. Tylko ja już nie chciałem. Odechciało mi się. Nie miałem przecież nikogo na świecie. Miałem tylko mamę. – A my? O nas nie pomyślałeś? – Nie gniewaj się! Mówię o rodzinie. Was nie chciałem w ogóle w to mieszać. Nawet nie wiedziałem, że się ożeniłeś. – Bo nie chciałeś wiedzieć. Przysłałeś tylko list, żebym postarał się odbierać pocztę, bo inaczej skrzynka się zapcha, i prosiłeś, żeby cię nie odwiedzać i nie pisać do ciebie. – Bo tak chciałem. Miałem chyba do tego prawo! – ostatnie zdanie wypowiedział już w stanie wzburzenia. – Nie unoś się! Nawet jak sobie pokrzyczysz, to ja nie przestanę być twoim kolegą. Zaraz ci przyniosę korespondencję. Paweł poszedł do drugiego pokoju i po chwili powrócił ze skrzynką plastykową pełną listów i druków. Postawił to na podłodze obok Oresta. – Oto, Orek, listy do ciebie! Faktycznie skrzynka by się zapchała. Dorobiłem kluczyk i odbierałem. Potem wymienili skrzynki na unijne i dozorca dał mi kluczyk do twego numeru. Jest przyczepiony do skrzynki. Ten pan Marek to porządny gość. Pomógł mi też usunąć taśmy policyjne z drzwi twego mieszkania. – No właśnie. Nie zauważyłem żadnych taśm. A przecież musieli oplombować mieszkanie. Czy nikt się o to nie przyczepił? – Nakleić to oni umieją. Tylko co z tego? Miał to być sygnał dla potencjalnych złodziei? Ja zerwałem nocą, a pan Marek elegancko umył drzwi wcześnie rano. Codziennie sprawdzał, czy nie ma śladów włamania i gdy tylko się spotykaliśmy, zdawał mi raporty. Ja sam też sprawdzałem co dwa, trzy dni. O kolegów się dba. – Dziękuję ci. Będę miał co przeglądać, bo tych pism jest dużo. Dzisiaj nawet nie wyszedłem po bułkę. Nie bardzo wiem, od czego zacząć porządkowanie swoich spraw. – To ja ci zaraz zrobię kanapki na śniadanie – zadeklarowała Agnieszka. – Nie ma potrzeby. To była obfita obiadokolacja. A wyjść rano z domu to może być bardzo pożyteczna sprawa. – Masz chociaż pieniądze? – Mam trochę w portfelu i portmonetce. Miałem też nieco na koncie – Orest raz jeszcze zerknął na kosz z korespondencją. – Kosz to wam oddam potem, bo nie zabiorę się z tym pod pachą. – Nie dziw się, ale jeden rodzaj korespondencji otwierałem – Paweł zaczął się tłumaczyć. – Z energetyki. Rachunki opłacałem na bieżąco, chociaż były to w zasadzie opłaty za gotowość, bo zużycie to było tylko pewnie z lodówki. Policja raczej nie wpadła na pomysł, żeby ją wyłączyć. A ja nie miałem dostępu. Jeśli tam coś było, to czeka cię niezłe sprzątanie, bo musiało się ześmierdnąć. Gaz, telefon, opłaty dla administracji, woda i kanaliza, centralne ogrzewanie – to wszystko to będą poważne kwoty. Musisz domówić się ze spółdzielnią, żeby ci to rozłożyli. Centralnego nie mogli odciąć, ale prąd by odcięli. Dlatego płaciłem. – Dziękuję. Postaram się jak najszybciej oddać ci. Dziękuję też, że mi uświadomiłeś, ile mnie jeszcze spraw czeka do uporządkowania. Osiem lat to szmat czasu. Oby nie zjadły mnie odsetki! – Co ty już tak się wypowiadasz, jakbyś zbierał się do wyjścia. Hola, hola. Nie widzieliśmy się, kurna, tyle czasu, więc mamy jeszcze dużo do opowiadania sobie. Piwa nie mam w zapasie. Mogę ewentualnie wyskoczyć. Ale mam wódeczkę. Przecież tak po małym, powoli, nieśpiesznie, to nie będzie żaden kłopot. – Macie małe dzieci. Trzeba je wykąpać, położyć spać. – Co ty się martwisz o moje dzieci! A ile to razy ja jestem w trasie, a Agnisia musi sobie radzić sama. I radzi sobie. Doskonale sobie radzi. Spotykam kolegę, którego nie widziałem osiem lat, więc chyba żoneczka to zrozumie. Czy dobrze myślę? – zwrócił się do Agnieszki. – Dobrze, ale częściowo. Pogadajcie sobie jeszcze trochę, ale nie dłużej niż do dwudziestej drugiej, bo ty jutro idziesz do pracy. I nie pijcie za dużo, bo ty pracujesz za kierownicą. Nie chciałabym, żebyś poszedł za kratki za jazdę po alkoholu. Jasne? – Masz w zupełności rację, kochanie. Masz rację i będzie tak, jak powiedziałaś.
- Rodzice po prostu mnie dobrze wychowali - wyjaśnił Michalski. - Jestem nauczony uczciwości, cierpliwości, szacunku i niesienia pomocy kobietom. To moje brzemię.
- Nie jestem damą w opałach.
- Damą na pewno nie, ale klnącą jak szewc kobietą mającą masę problemów, z którymi nie potrafisz sobie poradzić, to już bardziej - odparł Michalski.
Pieprzenie. Wolisz go, bo to on będzie słuchał ciebie, a nie ty jego. Owiniesz go sobie wokół palca. Wykorzystasz go”.
„Mogłabym, ale tego nie zrobię. Wystarczy mi to, że o tym wiem, żeby się czuć bezpiecznie. Więc się nie bój o przyjaciela. Nie mam zamiaru go unieszczęśliwiać. Przeciwnie, szczęśliwy Tymon będzie lepszym mężem”.
„On byłby szczęśliwy z każdą kobietą, która by go chciała”.
„Więc tym bardziej będzie szczęśliwy ze mną. Wiesz, jaka jest różnica między Tymonem a tobą?”
„Teraz żadna. Mamy po osiem milionów”.
„On mnie kocha i umie to pokazać”.
„Skąd wiesz, że ja cię nie kocham? Bo nie gram na gitarze i nie śpiewam serenady? W dupie masz moje uczucia. Nie wiesz, co czuję. Gówno cię to obchodzi”.
„Nie oszukujmy się. Ty tak samo kochasz piękne łanie, co chodzą o świcie po leśnej polanie. A potem podnosisz strzelbę z lunetą i do nich strzelasz. Wspaniały, męski myśliwy. Nie mają szans. Zanęcasz je, wykładasz paszę w jednym miejscu, żeby się przyzwyczaiły i czuły się komfortowo. A pewnego dnia: pif-paf!”
„Gdyby nie darowizna od Sebastiana, Tymon byłby biedny jak mysz kościelna. Dobrze wiesz, że nigdy by się niczego nie dorobił. Zawsze byłby nikim. To taki typ człowieka. Dopiero od tamtej chwili zrobił się lepszym kandydatem na męża ode mnie”.
„I tu cię zaskoczę, Leon. Byłam pewna, że od ciebie odejdę, jeszcze zanim Sebastian dał wam te pieniądze. Wiesz dlaczego?”
„Po tamtym? Wielki dramat. Po prostu wypiłem parę głębszych. Za mocno nie protestowałaś. Miałaś taki orgazm, że ci się uszy trzęsły”.
„Po tamtym czy nie po tamtym, bez znaczenia. Nikt ci nie powiedział, że pieniądze to nie wszystko? Było na ten temat sto romantycznych komedii. Tragedii nie liczę. Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć biednego męża i czuć się damą? Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć bogatego męża i czuć się szmatą?
© 2007 - 2025 nakanapie.pl