Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "skrywa staje", znaleziono 5

I myślę sobie, że jeśli się ukrywasz przez dłuższy czas, to w końcu przestajesz czuć, że się ukrywasz. To staje się po protu twoim...sposobem na życie.
W chłodne wieczory, gdy przyroda ukrywa się pod kocem ciemnej mgły, eksploruję świat kulinariów. Dla mnie chrupiący boczek i śmietankowe lody to prawdziwa melodia dla podniebienia, która rozgrzewa duszę i dostarcza rozkoszy moim zmysłom. To połączenie smaku i konsystencji, które potrafi sprawić, że każdy wieczór staje się magicznym przeżyciem. Polecam.
,,Sara nie tylko umiała opowiadać bajki, ale przepadała za ich opowiadaniem. Kiedy siadała lub stawała wśród koleżanek i zaczynała improwizować, zielone jej oczy zapalały się, policzki okrywał rumieniec i sama o tym nie wiedząc zaczynała odgrywać to, co opowiadała, podkreślając napięcie, czy tez urok sytuacji tonem głosu, kołysaniem smukłej postaci, dramatycznymi ruchami rąk. Zapominała, że mówi do słuchających dziewczynek, lecz żyła wprost wśród wróżek i gnomów(...)''
Gorycz żółci to wielowątkowa, mroczna powieść, w której przeszłość, teraźniejszość i halucynacyjne wizje splatają się w duszną opowieść o obsesji, zatraceniu i tajemnicach, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Sergiusz, właściciel warszawskiego serwisu samochodowego, traci wszystko, gdy pada ofiarą perfidnego oszustwa wspólniczki a zarazem żony. Decyduje się na wyjazd do Egiptu. W Egipcie poznaje tajemniczego Hassana, który wciąga go w mroczny świat ukrytych tajemnic i niebezpiecznych powiązań.
W tym samym czasie historia prowadzi nas do Watykanu, gdzie młody duchowny Jan, zafascynowany tajemnicami Kościoła, odkrywa skrywane przez wieki sekrety. Manuskrypty, spotkania z kardynałem De Lucą i zakazane rytuały otwierają przed nim drzwi do wiedzy, która zmienia jego postrzeganie świata i samego siebie.
Jednak wszystko zaczęło się znacznie wcześniej – w Auschwitz w 1944 roku, gdzie członek Sonderkommando, zmaga się z koszmarem obozowej rzeczywistości. Jego historia, pełna bólu i moralnych dylematów, splata się z losami bohaterów współczesności, dowodząc, że przeszłość nigdy tak naprawdę nie umiera.
„Gorycz żółci” to wielowątkowa powieść o zdradzie, manipulacji i cienkiej granicy między dobrem a złem. Polska, Watykan i Egipt stają się areną walki o prawdę, władzę i przetrwanie. To opowieść o wędrówce dusz, zabójstwie i ukrytych siłach, które wciąż pociągają za sznurki ludzkiego losu.
Wyprawa ratunkowa to przede wszystkim problem moralny i organizacyjny dla kierownika, ale im niżej w hierarchii, tym te trudne zagadnienia stają się bardziej abstrakcyjne. Dla szeregowego ratownika to przede wszystkim przedsięwzięcie transportowe – trzeba przecież wynieść sprzęt, jedzenie – wymagające znajomości terenu i specjalnych kwalifikacji psychicznych oraz fizycznych. Wyprawa to mozół, a wyprawa poszukiwawcza to mozół szczególny – w górę, w dół, znów w górę, godzina za godziną, a efektów nie widać. Nieco inaczej na tę sprawę patrzy turysta czy taternik, który bierze udział w akcji. U takiego uczestnika, niezależnie od emocji i wzruszeń (wynikających ze świadomości, że ratuje ludzkie życie!), w którymś momencie do głosu dochodzi wstydliwie skrywana radość obcowania z przyrodą i upajanie się "egzotycznością" sytuacji. Mogę nawet wydzielić cztery fazy odczuwania i refleksji, które obserwowałem nieraz w czasie trwania jednej wyprawy: Ostra świadomość, że ktoś oczekuje pomocy, chce się biec samemu; wzmożona nerwowość. Skoncentrowanie się na czynnościach technicznych. Na tym etapie pojawia się radość z uczestniczenia w przygodzie, tym większa, im wyższa jest osobista sprawność fizyczna; nerwowość dawno już ustąpiła. Znużenie wielogodzinnym staniem na stanowisku asekuracyjnym czy z pozoru bezsensownym wałęsaniem się wśród złomów skalnych, zazwyczaj w deszczu i mgle. Reakcje po akcji: nie dająca się z niczym porównać satysfakcja, że ma się swój udział w uratowaniu człowieka, albo dręczące myśli, czy wszystko zostało zrobione zgodnie z wymogami ratowniczego rzemiosła; ten cień wątpliwości pojawia się dopiero przy dużym doświadczeniu, początkowo jest się tylko kółeczkiem machiny, którą nakręca nieomylny kierownik. Paradoksalnie więc oczekujący pomocy jest usuwany niejako na plan dalszy. Tak przynajmniej przedstawia się to dla obserwatora z zewnątrz, przysłuchującemu się rozmowom ratowników: dużo tam jest o pogodzie, terenie, kierowniku, a "klient" pojawia się w swym czysto fizycznym bycie. Nawet po latach ratownicy pamiętają nie nazwisko rannego, ale pogodę, gdy rozgrywała się akcja, i przede wszystkim, czy była to lekka kobieta, czy ciężki, "nabity" mężczyzna, pod którym uginały się ramiona niosących go w dolinę. s. 133-134
© 2007 - 2025 nakanapie.pl