Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie w po ich o czarna i zimne", znaleziono 5

Ikabogi w dawnych czasach
Samiuteńkie żyły w lasach,
Bez człowieka zimnej duszy,
O nikczemnych, czarnych snach.
Wówczas świat był doskonały,
Jasny, ciepły i wspaniały.
Nie znosiliśmy katuszy,
Dobrze żyć w beztroskich dniach
Była sobie raz noc, która się nigdy nie kończyła. W jej mrocznej paszczy przepadło słońce, a zimne, czarne łapska rozczapierzone nad światem zdławiły wszystkie promienie światła. Noc na zawsze zakleiła ludziom oczy, spali więc teraz głębiej i mieli dziwaczniejsze sny, niż kiedyś, a zatraciwszy się w nich i postradawszy pamięć, błądzili między śnionymi przez siebie istotami. Noc malowała na ścianach domów swe najpotworniejsze obrazy, z których pouciekały wszelkie kolory. Jej zimny, duszący oddech wnikał do płuc śpiących i przemieniał je w czarną pulpę.
Emmy zmrużyła oczy. W statku kryło się coś, co sprawiło, że przebiegł ją zimny dreszcz. Na najwyższym maszcie wisiał kawałek płótna przypominający kapitańską flagę, którą wojskowe okręty za pomocą różnych, najczęściej jaskrawych symboli, na przykład gwiazdy, sygnalizowały, że na pokładzie przebywał król albo wysoki rangą oficer. Jednak ta flaga była czarna z dwiema skrzyżowanymi szablami.
Pamięć wierzy, nim świadomość zdoła sobie przypomnieć. Pamięta dłużej, niż wspomina, dłużej nawet niż świadomość wątpi. Wie, wierzy, pamięta korytarz w wielkim, długim, bezkształtnym, zimnym, pełnym ech budynku z czerwonej cegły, przyciemnionym sadzą wielu obcych kominów, położonym na nagim, wysypanym żużlem placu, okrążonym przez dymiące fabryki przedmieścia i odgrodzonym dziesięciostopową siatką z kolczastego drutu jak więzienie albo ogród zoologiczny, gdzie wzbiją się przypadkowo zabłąkane ptasie głosiki sierot, ubranych w jednakowe niebieskie mundurki, które pojawiają się i znikają w pieczarze pamięci, ale trwają w świadomości jak ponure mury i ponure okna, z których sadza dymiących przez cały rok kominów spływała jak czarne łzy.
Przeto gdy organowymi akordami zagrały miriady piszczałek poranka, a świt zabłysł oślepiająco w purpurowych szybach wielkiej złotej kopuły Domu Stanowego na wzgórzu, Randolph Carter zerwał się z krzykiem z łóżka w swym pokoju w Bostonie. Ptaki śpiewały w ukrytych ogrodach, a woń rozpiętych na treliażach pnączy płynęła z altan, które wzniósł jego dziadek. Klasyczny kominek, rzeźbiony gzyms i przyozdobione groteskami ściany jaśniały pięknem i światłem, a z legowiska przy piecu podniósł się z ziewnięciem nadobny czarny kot zbudzony nagłym krzykiem i zerwaniem się pana. Hen zaś w nieskończonej dali, za Bramą Głębszego Uśpienia i zaczarowanym lasem, za krainami ogrodów, Morzem Cereneryjskim i półmrocznymi wyżynami Inganoku, pełzający chaos Nyarlathotep wkroczył nachmurzony do onyksowego zamku na szczycie nieznanego Kadath w zimnej pustaci i dręczył grubiańsko łagodnych bogów Ziemi, którym przerwał był znienacka wykwintne hulanki w cudownym mieście zachodzącego słońca.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl