Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie z ks", znaleziono 137

Zapewne nie wydawalibyśmy tej książki, w której pada niejedno gorzkie słowo krytyki względem przestrzeni kościelnej, gdyby nie nasze pełne przekonanie, że ks. Jan mówił o tym tylko dlatego, że kochał Kościół całym sercem i chciał jego przemiany.
Wtyczka w Watykanie Bezpieka znała kulisy orędzia polskich biskupów do Niemców W dniu 31 I 1968 r. przeprowadzono we Wrocławiu rozmowę z ks. S. celem wyjaśnienia, w jakich okolicznościach wszedł w posiadanie materiałów związanych z „Orędziem”, które zostały mu zakwestionowane podczas kontroli celnej. Ks. S. oświadczył, że przebywał przez kilka lat w Rzymie, gdzie odbywał studia doktoranckie. W czasie przyjazdów do Rzymu arcybiskupa Kominka ks. S. wykonywał dla niego różne czynności, pełniąc jak gdyby obowiązki sekretarza. Podobne obowiązki spełniał również ks. [imię i nazwisko znane redakcji]. W okresie przygotowywania „Orędzia” biskupów polskich do biskupów niemieckich w roku 1966 ks. spełniał obowiązki maszynistki arcybiskupa Kominka. Przepisując kolejne wersje „Orędzia”, zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia tego dokumentu. Dlatego też postanowił zatrzymać sobie wszelkie związane z tym materiały, by je w przyszłości ewentualnie wykorzystać. Przywiezione materiały miał zamiar wykorzystać przeciwko arcybiskupowi Kominkowi, gdyby ten zarzucał mu, że nie wykorzystał należycie na studia okresu pobytu w Rzymie lub chciał mu wyrządzić jakąś krzywdę. Całość materiałów wiózł do Polski i w dniu 17 I 1968 r. w czasie przekraczania granicy w Zebrzydowicach materiały te oraz książki zostały zakwestionowane do oceny przez organa celne. Wśród zakwestionowanych materiałów znajdowały się m.in.: tezy do dialogu z Niemcami, opracowane przez Kominka; różne kolejne wersje „Orędzia”; notatka biskupa Kowalskiego z uwagami dot. „Orędzia”. W rozmowie ks. S. wyjaśnił okoliczności i znany mu przebieg opracowania „Orędzia”. Z jego wyjaśnień wynika, że powodem powstania „Orędzia” było m.in.: arcybiskup Kominek z uwagi na nieunormowaną przez Watykan administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nie mogąc doczekać się zrealizowania swych zamierzeń – mianowania go pełnoprawnym ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej, a w perspektywie uzyskanie kapelusza kardynalskiego; zdając sobie sprawę, iż bez pomocy Niemców mających duże wpływy w Watykanie jego zamiary nie dojdą do skutku, postanowił poprzez gest wobec Niemców w postaci „Orędzia” zapewnić sobie ich poparcie. Dlatego też arcybiskup Kominek po przekonsultowaniu tej sprawy z kard. Wyszyńskim w oparciu o uprzednio opracowane przez siebie w języku niemieckim tezy do dialogu z Niemcami, wysunął projekt opracowania „Orędzia” i był jego głównym bezpośrednim autorem. Najbardziej aktywny udział poza Kominkiem w opracowaniu „Orędzia” brali: kard. Wyszyński, kard. Wojtyła, bp Kowalski i bp Stroba. Pierwotny tekst najbardziej odpowiadał Niemcom, lecz niektórzy biskupi, jak np. bp Kowalski, w toku dyskusji wnosili do niego poprawki idące w kierunku usztywnienia treści „Orędzia”. Mimo że większość biskupów polskich nie znała języka niemieckiego lub znała go bardzo słabo, arcybiskup Kominek tekst opracowywał tylko w języku niemieckim, informując ustnie biskupów o jego treści, nie dając pełnego tłumaczenia polskiego. O fakcie przygotowywania „Orędzia” arcybiskup Kominek poinformował biskupów niemieckich, m.in. biskupa Bengcha, uzyskując ich aprobatę. Kolejne redakcje „Orędzia” Kominek przekazywał do wiadomości biskupów niemieckich, by mogli oni przygotować odpowiedź. Po ostatecznym zredagowaniu „Orędzia” w języku niemieckim zostało ono przekazane biskupom niemieckim, którzy prawie natychmiast przesłali odpowiedź. Biskupi polscy natomiast nie zostali poinformowani o terminie przekazania „Orędzia”, nie dostali tłumaczenia tekstu i z „Orędziem” w języku polskim zapoznali się dopiero z prasy. Znaczna większość biskupów polskich, mimo że nie znała dokładnej treści „Orędzia”, podpisała je jednak dlatego, iż podpisali je: Wyszyński, Kominek, Kowalski, Stroba, którzy swym autorytetem nakłonili ich do składania podpisów. Niektórzy księża polscy przebywający w tym czasie w Rzymie, zapoznając się z treścią „Orędzia”, zwracali się do arcybiskupa Kominka z uwagami, że idea „Orędzia” winna być podjęta przez Niemców, oni powinni wystąpić z inicjatywą, jako że ich naród zawinia wobec Polski, że treść „Orędzia” winna wyraźniej określać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu przez Niemców, proponowali, by do „Orędzia” dołączyć odpowiednie mapki ilustrujące zbrodnie niemieckie na terenach Polski itp. Uwagi te arcybiskup Kominek zdecydowanie odrzucał. Ks. S. boi się ujawnienia faktu zatrzymania i przywiezienia przez siebie tych materiałów do kraju, gdzie zostały zakwestionowane przez władze. Dotąd ani Wyszyński, ani Kominek, ani też inni biskupi o tym fakcie nie wiedzą, bowiem ks. S. zachowuje go w tajemnicy. Z ks. S. zapewniono możliwość dalszych rozmów.
Ewangelizacja, najważniejsze zadanie Kościoła, jest wcielaniem wiary w kulturę. Wiara nie oznacza ideologii; oznacza łaskę - Boże życie i Boża energię.
Często Jezus, przychodzący ciągle znowu między nas, ma tylko jeden dowód tożsamości; ten, którym się wylegitymował po zmartwychwstaniu swoim apostołom i którym wskrzesił wiarę wątpiącego Tomasza: swoje rany.
Sam w ostatnim czasie spotkałem kilkoro naszych sióstr i braci, którzy doświadczyli homoseksualizmu - bo przecież on ich nie determinuje we wszystkim - i którzy z naprawdę wielką gorliwością walczyli o bycie katolikami.
Chciałbym, żeby ta książka mówiła o radości - od początku do końca.
Pamiętam równocześnie powiedzenie pewnej siostry zakonnej, która działała w katechezie za moich czasów dziecinnych, że smutny święty to żaden święty. Zawsze się na to wkurzałem: to co, już się smucić nie wolno?
Czy da się w jakiś sposób pomóc naszej radości? Zrobić coś dla tych, którzy z różnych powodów radości nie doświadczają?
Jest taki wymiar myślenia i mówienia o radości, którym się w zasadzie głębiej nie zajmę, a mianowicie to wszystko, co jest związane z chemią mózgu i neurobiologią.
Nie wiem, czy jak się rano budzicie, to pierwszym waszym odruchem jest ucieszenie się z tego, że jesteście?
Myślę, że to się da trochę wyćwiczyć, a wyćwiczone, ustawia nas chyba inaczej do całej rzeczywistości.
Mogę chcieć się cieszyć, żeby się dobrze poczuć, bo jak się człowiek cieszy, to się generalnie czuje dobrze. Mówimy tu o radości głównie jako o pewnej emocji, która daje zadowolenie, związanej z biologicznymi mechanizmami w organizmie.
Jeżeli czujemy, że zrobiliśmy cos świetnie, ludzie to zauważą, podskoczymy wyżej w hierarchii społecznej i tak dalej, odpala się w nas ten właśnie rodzaj zadowolenia i radości. To ma nas potem motywować do powtórzenia wysiłków.
Nauczyciel nie wie, na co się przyda uczniowi wiedza, którą przekazuje. Rodzice nie wiedzą, jak wyrosną ich dzieci i co wniosą w świat. Ktoś inny - miejmy nadzieję - zbierze owoce.
Im szybciej i bardziej szczerze przejdę przez swoje grzechy, tym większe będzie potem doświadczenie radości spotkania, radości przebaczenia. Może warto teraz zajrzeć w siebie pod tym kątem?
Kiedy ktoś nam sprawia niespodziankę, taką prawdziwą, obdarowując nas w sposób niezasłużony i zaskakujący, wówczas ten mechanizm cieszenia się uruchamia się w nas ze szczególną siłą.
Mamy oczywiście cechy wrodzone albo nabyte, które mogą być dla nas albo dla otoczenia trudne. Ale wcale nie jest powiedziane, że one nie zostaną w którymś momencie zagospodarowane przez łaskę. Mogą też pozostać przez nią niezagospodarowane. Tego na sto procent nie wiemy.
Mocno zachęcam do tego, żeby inwestować w troskę o własne zdrowie i dobrą kondycję ciała, bo to jest też pewien sposób przyczyniania się do radośniejszego przeżywania życia.
Często powstarzamy, że lubimy być sami. Myślę, że dzieje się tak dlatego, że wtedy nie czujemy się przez nikogo oszukiwani ani sami nie oszukujemy, udając kogoś, kim nie jesteśmy. My mamy zafałszowane obrazy samych siebie, bardzo często gramy.
To kobieta potrafi wziąć mężczyznę w ryzy i ustawić go do pionu. Przypilnować, by jeśli działanie ujarzmił, nie zaczął robić głupot, a jeśli mu się to nie udało, żeby się ogarnął i nie poddawał.
Nie pytaj Pana Boga jak. Bądź gotowy na to, że jeśli wyjdziesz z domu w kapciach do kiosku Ruchu, to możesz wrócić zupełnie innym człowiekiem.
To nie jest tak, że wysłuchasz jakiejś dwudziestominutowej audycji w radiu i dzięki temu będziesz wiedział, co poprawić w swojej relacji z rodzicami. Musisz w to zaiwnestować, tu trzeba zrobić generalne porządki.
Pamiętajcie, by najpierw wejść w głębię serca. Jest to bardzo trudne, ale konieczne, by odkryć, kim tak naprawdę jesteśmy, gdzie Bóg nas przeznaczył.
Nie będzie starej religii z nowym elementem, ja to wszystko czynię nowe.
Przyzwyczaiłam się do jego obrazu z ekranu telewizora, gdzie pojawiając się w różnych programach publicystycznych i rozrywkowych, o sobie i swojej chorobie mówił z dużym dystansem. Na żywo, jak się okazało, rozbraja otwartością i humorem. Jest pełen "staromodnej" szarmancji.
Muszę powiedzieć, że w pomaganiu i w ogóle w jakimkolwiek działaniu nie znoszę lipy, zwłaszcza katolickiej lipy.
Pomagać mądrze i dobrze trzeba, posługując się najlepszymi dostępnymi środkami, a nie takie byle co. Nie mam w sobie zgody na partactwo.
Potrzebujemy tej książki dziś jeszcze mocniej niż 7 lat temu.
Publicznie zaczęto o mnie mówić "ksiądz celebryta...". Wkurzało mnie to potwornie!
Można powiedzieć, że byłe taką powiatową Dodą. (Jaki powiat, taka Doda...). Kiedy moja gęba stała się już bardziej rozpoznawalna, stałem się Dodą Pendolino. Bo ja bardzo często jeżdżę Pendolino (Niech pendolino żyje na wieki!).
Zwykliśmy mówić, że przyzwoici jesteśmy wtedy, kiedy nikogo nie zabiliśmy, niczego nie ukradliśmy. Myślimy jedynie przez pryzmat tego negatywnego sensu - przyzwoitość to brak cech negatywnych, złych.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl