“Często wręcz z ulgą zauważamy, że zawiedzione nadzieje stały się koniec końców naszym wybawieniem. Ucieczką spod topora. Czy pogmatwanie się naszych zamiarów musi koniecznie oznaczać porażkę albo pecha?”
“Byłoby również miło mieć porządny dom, może jedną z tych starych rezydencji przy Upper Mountain Road w Montclair, obok których przejeżdżali w tyle melancholijnych niedziel. Albo dwunastopokojową willę w stylu Tudorów przy Ridgeway Avenue w White Plains, niedaleko pól golfowych. Nie żeby chciał zacząć grać w golfa; po prostu sądził, że te leniwe połacie zieleni o nazwach w rodzaju Maple Moor i Westchester Hills stanowiłyby przyjemniejsze otoczenie niż dojazd do Brooklyn-Queens Expressway i droga startowa lotniska LaGuardia.”
“Czy to bajka, czy nie bajka
Mówcie sobie, co tam chcecie.
A ja przecież wam powiadam
Krasnoludki są na świecie!
Naród wielce osobliwy,
Drobny niby ziarnko maku.
Jeśli któreś z was nie wierzy,
Niech zapyta starej niani.
W górach, jamach, pod kamykiem,
Na zapiecku czy w komorze
Siedzą sobie krasnoludki
W byle jakiej mysiej norze.
Pod kominkiem czy pod progiem,
Wszędzie ich napotkać można ”
“Dzisiaj wyjątkowo piszę ten pamiętnik przed wzięciem prysznica, a nie po nim, jak to mam w zwyczaju. Pot, brud i ziemia z piaskiem oblepiają mi czoło i policzki, ale specjalnie mi to nie przeszkadza. Zresztą woda jest lodowata, odkąd padł centralny piec, i zamiast otulać do snu, pompuje w moje serce adrenalinę, której mam dość i bez tego. Ogrzewam się tylko w salonie przy kominku w przerwach od pracy i wtedy, gdy idę spać. Na zewnątrz musi panować ziąb, chyba zbliża się zima i chłód wraz z wiatrem przenika przez te stare mury. Czuję podskórnie, jak szron z wolna pokrywa szyby, tak jakby osiadał też na mojej duszy. Choć dokładam do kotła węgiel, który tu został, kaloryfery dają tylko odrobinę ciepła. Powinienem je odpowietrzyć, ale ciągle jakoś zapominam.”