“- Nie tego szukasz. Nie chłopaczka takiego jak ja.
- Kogo więc szukam? (...)
Dwa stoliki dalej siedział Wielki Maciej. (...)
- Maciej?- spytała. (...) Jest stary.
- Tacy też kochają. Mocno, bo już nie mają nadziei.”
“- Nie tego szukasz. Nie chłopaczka takiego jak ja.
- Kogo więc szukam? (...)
Dwa stoliki dalej siedział Wielki Maciej. (...)
- Maciej?- spytała. (...) Jest stary.
- Tacy też kochają. Mocno, bo już nie mają nadziei.”
“Stara farba na starej tabliczce niewyraźnie wzbraniała mu wstępu. Tę tabliczkę widocznie ktoś odwrócił, bo teraz napis odnosił się do świata zewnętrznego. Mimo to poszedł dalej. Powiedział, że tylko tędy przechodzi.”
“Być starym to dawać. Bo to dawanie pozostawia kawałki starego człowieka w innych ludziach. Takie samolubstwo. I innychlubstwo. Dzięki temu stary człowiek będzie żył dalej. I jednocześnie nie zabierze całego siebie tylko dla siebie. Tylko do grobu.”
“Coś się dzieje, a inteligencja najpierw stara się to zrozumieć, następnie tworzy regułę, a potem usiłuje ją przekazać dalej. [...] Ale zanim informacja zostanie przekazana, pojawiają się nowe wydarzenia, które nie pasują do starej zasady. W końcu inteligencja uczy się, że nie warto tworzyć zasad, a jedynie pojmować bieg zdarzeń.”
“Na tym polega natura nauczania. Coś się dzieje, a inteligencja najpierw stara się to zrozumieć, następnie tworzy regułę, a potem usiłuje ją przekazać dalej. Bardzo małe istoty zawsze działają w taki sposób. Ale zanim informacja zostanie przekazana, pojawiają się nowe wydarzenia, które nie pasują do starej zasady. W końcu inteligencja uczy się, że nie warto tworzyć zasad, a jedynie pojmować bieg zdarzeń.”
“Tak, tak - rzekł na koniec Yarpen Zigrin, wyszczerzywszy zęby. - Jak mówi stara piosenka: chłop, co w ręku łamie sztaby, nie oprze się woli baby. Kilka świetnych przykładów słuszności tego porzekadła zebrało się dziś za jednym stołem. Zoltan Chivay, żeby daleko nie szukać. Opowiadając, co tam u niego nowego, zapomniał dodać, że się żeni. Wkrótce, bo we wrześniu. Szczęśliwa wybranka nazywa się Eudora Brekekeks. - Breckenriggs! - skorygował dobitnie Zoltan, marszcząc brew. - Zaczynam mieć dość poprawiania ci wymowy, Zigrin. Bacz, albowiem ja, gdy mam czegoś dość, potrafię przypieprzyć! - Gdzie ślub? I kiedy dokładnie? - pojednawczo wpadł w słowo Jaskier. - Pytam, bo może zajrzymy. Jeśli zaprosisz, rozumie się. - Nie ustalono jeszcze co, gdzie, jak i czy w ogóle - bąknął Zoltan, najwyraźniej skonfundowany. - Yarpen uprzedza fakty. Niby jesteśmy z Eudorą po słowie, ale czy to można wiedzieć, co będzie? W takich, kurwa, czasach?”
“Samotność to dziwna rzecz.
Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.(...) A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy staje obok twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy, mówi: no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie. Nie znajdujesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająca dobry nigdy nigdy nigdy nie będziesz wystarczająco dobry.
Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz.
Zdarza się, że po prostu nie odpuści.”
“– To jest dopiero dobre! – mówi Tymon, który przestał śledzić dyskusję, żeby zajrzeć do smartfona, i teraz czyta na głos: „Dyrektor Lasów Państwowych powierzył leśników opiece Matki Boskiej”. – Słyszałeś o tym, Leon?
Rozlega się śmiech Leny i Borysa. Leon reaguje nerwowo.
– Jestem katolikiem tak jak większość moich kolegów.
– Ok, Leon, ale posłuchaj tego. – Tymon ledwo zachowuje powagę, czytając ze smartfona: „Leśnicy są na pierwszej linii walki o niepodległość”.
– Bagnet na broń, Leon! – woła Borys. – Ze śrutu do wroga pal!
– Śmierć wrogom ojczyzny! – dorzuca Tymon. – Zmasakrować ich piłą łańcuchową! Zrobicie z wrogami to, co robicie z drzewami. Wytniecie ich.
Teraz śmieją się wszyscy, nie wyłączając Sary. Leon milczy, jego odstające uszy są czerwone.
– To jeszcze nic. – Nieubłagany Tymon przesuwa ekran i czyta dalej. „W imieniu leśników dyrektor Lasów Państwowych wyrzekł się narodowych grzechów i przywar: pijaństwa, rozwiązłości, nieuczciwości, rozpasania i chciwości”.
– Biedny Leon! – Tymon klepie go współczująco po ramieniu. – No, strzemiennego! – Tymon sięga po butelkę. – Od jutra nie pijesz. I wstrzemięźliwość seksualna. Słyszałaś, Sara? Pilnuj, żeby nie złamał ślubów.
– Przyrzekam, że nie dopuszczę go aż do śmierci! – Sarze podoba się żart Tymona i sama stara się błysnąć dowcipem.”
“Sewastopol i Wilno Rząd węgierski oznajmił, że w sporze o Krym „nie jest stroną”. Podpisuję się pod tym stanowiskiem, mnie także jest obojętne, czy Krym będzie należał do Rosji, Ukrainy, czy po dwóch wiekach wróci do Turcji. Polscy politycy i dziennikarze fanatycznie obstają przy Krymie ukraińskim i planują wielkie zakupy wszelkiego rodzaju broni u Amerykanów, aby mieć czym w razie czego wspierać Ukrainę w wojnie z Rosją. Najgłośniej też ze wszystkich ludzi na świecie nawołują do obłożenia Rosji najsurowszymi sankcjami. Premier Tusk podobno przez pół godziny rozmawiał w tej bardzo nam, Polakom, doskwierającej sprawie z premierem Chin, ale ani słówkiem nie zdradził, co wskórał. A nie mówiłem, że olimpiady w Pekinie nie należało bojkotować? Wielu się głowi, do czego można porównać zajęcie Krymu przez Rosję. Czy to był Anschluss, jak powszechnie piszą gazety niemieckie? Nie bardzo ten półwysep przypomina Austrię, która już przed Anschlussem przestała być niemal starożytnym cesarstwem niemieckim, z którego pozostała wielka głowa ze śladami dawnej wspaniałości, ale osadzona już tylko na karłowatym tułowiu i poszukująca rozwiązania swoich problemów w połączeniu się z wielkimi Niemcami, do czego w końcu dochodzi w najgorszym momencie i pod absolutnie najgorszym z możliwych przywództwem. Inni porównują Krym do Kosowa, oderwanego siłą od Serbii i zamienionego przez Amerykanów w niepodległe państwo. Oczywiste, że Kosowo jest i będzie kuszącym precedensem dla wszelkich secesjonistów, pragnących utworzyć własne państwo kosztem – że się tak po staropolsku wyrażę – macierzy, ale prędko mówiący demagodzy zaraz dodają, że kosowscy Albańczycy doszli do celu po trupach Serbów, co jest podobno najlepszą legitymizacją, a na Krymie nikt nie zginął. Na kosowski precedens lepiej się nie powoływać z innego powodu. Krymczanie ogłosili niepodległość – prawo narodów do samostanowienia im przysługuje jak innym – tylko na chwilę, a ich prawdziwym celem było przyłączenie się do Rosji. Nikt na Krymie nie zginął, ale już wkrótce mogłoby być inaczej. Słyszymy od Julii Tymoszenko, że „kacapów” na Ukrainie należy unicestwić atomem. To nam trochę wyjaśnia, dlaczego i z ogłoszeniem niepodległości, i z przyłączeniem się do Rosji krymscy Rosjanie tak się śpieszyli. Bazomania Od kilkunastu lat widzę, że najważniejszym celem polskiej dyplomacji jest wprowadzenie amerykańskich baz wojskowych, przynajmniej jednej solidnej i stałej bazy. Rodzaj broni jest sprawą drugorzędną, chodzi o to, żeby tu byli realni, żywi żołnierze amerykańscy. Nie wyjaśnia się narodowi, dlaczego ustanowienie tych baz jest takie ważne, skoro znikąd nie grozi nam niebezpieczeństwo. Przez te kilkanaście czy 25 lat nic nam nie groziło, ale teraz, gdy Rosjanie przyłączyli Krym, żadne wyjaśnienie nie jest potrzebne, wszystko bowiem jasne: Rosja i nas może chcieć przyłączyć. I tu następuje opis świata, z którego wynika, że Krym, Donbas to tylko początek podboju Europy i świata, jaki planują na Kremlu. Żeby ktoś nie pomyślał, że robię tu sobie retoryczne drwinki z poważnej sprawy, przytoczę na dowód parę zdań streszczających wspomniany opis świata. „Zachód musi być przygotowany na wszelkie scenariusze i na użycie wszelkich narzędzi, które zniechęcą Rosję do zmieniania mapy świata. Nie zniknęło zagrożenie dla suwerenności Litwy, Łotwy i Estonii. Nie zmniejszyły się rosyjskie apetyty na zniewolenie Gruzji, Mołdowy, Kazachstanu. Nie zniknęło zagrożenie dla krajów Europy Środkowej, w tym Polski. To wyzwania dla całego świata, nie tylko dla Unii, NATO czy Waszyngtonu” („Rzeczpospolita”, 11.06.2015). Taka treść w przeróżnych odmianach stylistycznych przepełnia polskie media i konferencje politologiczne. Rosja stara się zachować wpływy w bliskiej zagranicy, co jest zrozumiałe, i z tego polscy specjaliści od spraw wschodnich i politycy wyprowadzają wniosek, że chce ona podbić Polskę, Europę, świat. Czy usilne zabiegi rządu o ustanowienie amerykańskich baz nie mają innego uzasadnienia lub przyczyny niż takie brednie? Bazy wojskowe obcego, potężnego mocarstwa, niezależnie od tego, czy zostały nam narzucone, czy sprowadzone na nasze usilne prośby, nie są dowodem naszej niepodległości. Przeciwnie, w tym wypadku świadczą, że na niepodległość nas nie stać. W Polsce niepodległość stoi na najwyższym podium wartości patriotycznych, w czym nie jesteśmy wyjątkiem, ale z pewnością przesadzamy, rozpatrując dzieje narodowe we wszystkich ich wymiarach – kulturalnym, gospodarczym, moralnym, a nawet religijnym – z punktu widzenia niepodległości. I oto teraz, gdy ta niepodległość wreszcie nastała, czyni się wysiłki, aby ją ograniczyć. Zależności od USA ja się nie boję. Znajdują się daleko i mają taką metodę panowania nad narodami od nich zależnymi, że nie wtrącają się do wszystkiego; twardo – są niesamowicie skuteczne – kontrolują punkty strategiczne, dla wielu może niewidoczne, resztę puszczają na żywioł, w czym są przeciwieństwem panowania rosyjskiego, które lubuje się w rządzeniu szczegółami i przez to jest takie uciążliwe. Rozpowszechniony dowcip w krajach mających kłopoty: Co zrobić? Wydać wojnę Ameryce i przegrać. Moje zmartwienie polega na tym, że sprowadzanie baz amerykańskich nie zostało postanowione po rozważeniu położenia narodowego, wszelkich za i wszelkich przeciw, lecz było psychologicznym musem, wynikiem działania mimetycznego, skutkiem instynktu naśladowczego. Przypomnijmy sobie, jak to było. Istniał Wolny Świat, demokratyczny i kapitalistyczny, w którym istniały amerykańskie bazy, i Polacy mieli głębokie przekonanie, że ich właściwe, należne im miejsce jest w Wolnym Świecie. Przyjęli w sposób niejako naturalny panujące tam główne instytucje i zasady ustrojowe, podzielili się na wiele partii, wprowadzili dość uczciwe wybory, zlikwidowali cenzurę starego typu, wojsku nadali cywilnego ministra, wartość pieniędzy będących w obiegu zrównali z wartością towarów do sprzedania, czym szybko zapełnili półki sklepowe, i wiele innych jeszcze cech krajów Wolnego Świata słusznie zaczęli naśladować. Czuli mimo to, że czegoś im jeszcze brakuje. Kraje demokratyczne trwale im się skojarzyły z bazami US Army i dopóki takich baz nie będzie na naszej ziemi, Polacy będą się uważać za demokratyczny kraj drugiej kategorii. A bardzo nie lubimy drugiej kategorii. Źródło polskiej bazomanii jest irracjonalne, ale skutek jest jak najbardziej racjonalny. Amerykanie mają swoją koncepcję radzenia sobie z Rosją, utrzymywania jej w stanie strategicznej słabości, a ich nieukrywana praktyka polega między innymi na otaczaniu tego regionalnego mocarstwa bazami wojskowymi, żeby mu się nie zachciało być mocarstwem ponadregionalnym. W tym punkcie zbiegają się strategiczne interesy amerykańskie z bazomanią polskich rządów wywodzących się z ruchu solidarnościowego. Spojrzenie na Wschód Odstawiania Rosji jako kraju wrogiego, agresywnego i zbójeckiego, że aby przyciągnąć ich uwagę do tematu, trzeba z wielkim nagłośnieniem powiedzieć, że Polska jest od 1939 r. ofiarą rosyjskiego terroryzmu państwowego, że katastrofa smoleńska była aktem tego terroryzmu, podobnie jak wojna z Gruzją i konflikt na Ukrainie, i trzeba jeszcze dodać, że fale emigrantów destabilizujące kontynent europejski są także spowodowane rosyjskim terroryzmem państwowym. To właśnie wygłosił najważniejszy minister polskiego rządu, będący też drugą osobą w hierarchii partii rządzącej. A może pierwszą, to nie jest jasne. Czym się różni ta wypowiedź od wizji Rosji, jaką przedstawiają od lat 20 polskie media oraz występujący w nich pracownicy „naukowi” najrozmaitszych instytutów do spraw wschodnich z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia włącznie? Owi „badacze” Wschodu muszą dla przyzwoitości naśladować styl rzeczowego opisu, podczas gdy minister rządzący wojskiem nie musi nikogo się wstydzić, może dać nieskrępowany wyraz swojej osobowości i daje. Nasi wschodni sąsiedzi – podobnie jak zachodni z innych względów – muszą znajdować się w kręgu naszego żywego zainteresowania, co znaczy, że powinniśmy znać fakty, wiedzieć, co się naprawdę dzieje w Rosji i na Ukrainie. Nie wiemy tego jednak. Zarówno funkcjonariusze instytutów do spraw wschodnich, jak też dziennikarze dobierają tylko ilustracje do prawdy kanonicznej, ustanowionej ćwierć wieku temu: Rosja jest z natury imperialistyczna, zaledwie się rozpadła, już znowu myśli tylko o tym, jak się odbudować w granicach radzieckich i przywłaszczyć sobie znowu utracone strefy wpływów. Najlepszy dowód na „terrorystyczną” naturę Rosji to zabór Krymu, skądinąd rosyjskiego.”