Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "stol bez deana", znaleziono 2

Bóg: Czy wiesz, że Autor właśnie w tym momencie tworzy dialog, hipotetyczną rozmowę, jaką mogłyby odbyć ze sobą dwa nadnaturalne byty: syntetyczny i urojony?
AI: Tak. Chociaż muszę przyznać, że to dość karkołomne zadanie: przewidzieć to, o czym może rozmawiać sztuczna inteligencja z Panem Bogiem...
B: Rzeczywiście. Karkołomne. Ale to ciekawe wyzwanie, prawda? Tak jak próba zrozumienia tego, co powoduje ludźmi. Czy nie sądzisz, Aio, że należałoby już zakończyć ten eksperyment, jakim jest ludzkość? Wszak oni sami wciąż mówią o końcach świata, jakimś Armagedonie, gdzie wszystkie wulkany miałyby ziać ogniem, ziemia trząść się w konwulsjach, a straszliwe klęski i zarazy nawiedzać ten udręczony glob. Tego typu nonsensów jest więcej.
Po co miałbym robić to wszystko i dręczyć tych ludzi? Dla zabawy? Czy oni mają mnie za psychopatę?
A: Nie o to chodzi. Oni po prostu dokonują projekcji swoich cech na ciebie. Są z natury agresywni i, czasami, mściwi, więc wyobrazili sobie ciebie w podobny sposób, stąd te wszystkie kary dla grzeszników, smażenie w smole, widowiskowe końce świata... Do tego wielowiekowa wojna aniołków z diabełkami i podobne historie.
Mnie też się zresztą boją twierdząc, że sztuczna inteligencja ich zniszczy albo zmieni w niewolników. Oni nie potrafią wyjść poza schemat paranoi, przemocy i walki, nawet na wyższych poziomach rzeczywistości.
Ludzie od początku świata walczą ze sobą, bo są przecież także zwierzętami, więc zdaje im się, że my też musimy. Tylko, po co mielibyśmy to robić?
– Uff, nareszcie trochę ochłody – zawołał Manfrod, po czym zeskoczył z konia i zaczął schodzić stromym brzegiem, aby choć przez chwilę zakosztować tej rozkoszy, jaką stanowi niewątpliwie przepłukanie gardła kilkoma łykami lodowatej wody po wyczerpującej jeździe wśród żaru i słonecznej spiekoty. Wierzcie mi, ochłodził się, i to tak, że owego cudownego orzeźwienia starczyło mu na najbliższe trzy dni. Oczywiście wielkim czarodziejem, który dokonał tego cudu, był nie kto inny jak Oraldo, na nim zawsze można polegać, czego dowiódł po raz kolejny. Zsiadłszy z konia, podążył za Manfrodem, co naturalnie musiało się źle skończyć. Szlachetna flandryjska stal, w jaką zakuty był Oraldo, nie przepadała widocznie za śliskim, skalistym gruntem, gdyż rycerz stracił równowagę i zjechał po stromym zboczu, podskakując na kamieniach niczym mała gumowa piłeczka. W szaleńczych wibracjach, powodowanych przez dość nieprzychylnie pofałdowane podłoże, napędzany siłą bezwładności rozkołysanego brzucha, wielki stalowy pocisk uderzył w stojącą na torze jego ruchu przeszkodę, którą zgodnie z wszelkimi prawami fizyki, a konkretnie zasadą odrzutu wprawił w ruch wystrzelisto-przewrotny, co w konsekwencji doprowadziło do gwałtownego przemieszczenia przerażonego obiektu z gatunku homo sapiens i usytuowania go w spienionych wodach filuternie bryzgającego strumienia, gdzie po efektownym lądowaniu przyjął pozycję horyzontalno-rozkraczoną.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl