Jak idę do lasu to zakładam golf, spodnie do samej ziemi i wielki kapelusz na głowę.
Na lewo – las.
Drzewa na skraju lasu trzaskały jedno po drugim, pożerane Oddechem Adolfa.
Kilka osób w lesie, biegną, są osaczeni, strach, panika, krzyk, mgła, oddech: przyspieszony, ale miarowy, czarne Martensy, siekiera i skalpel ciemność...