Avatar @Jjolka

@Jjolka

24 obserwujących. 21 obserwowanych.
Kanapowicz od 15 lat. Ostatnio tutaj 6 miesięcy temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
24 obserwujących.
21 obserwowanych.
Kanapowicz od 15 lat. Ostatnio tutaj 6 miesięcy temu.

Cytaty

Gdy tylko przyjeżdżamy do obcego miasta, ogarnia nas uczucie bezdennej samotności. Myśl powraca uparcie do krajobrazu, murów, ulic, które opuściliśmy. Ale kiedy spotykamy kobietę, która gotowa jest nam się oddać, staję się ona dla nas natychmiast nowym światem, nową ojczyzną, jej szczera lub udana czułość otacza nas niby ochronna tarcza. Staje się dla nas ostoją, przytułkiem. Kobieta jest dla cudzoziemca cząstką ojczyzny na obcej ziemi. Komitet emigracyjny powinien utworzyć na granicach stacje, na których kobiety byłyby przydzielone samotnym podróżującym.
Cały okres waszego „szkolnego” dzieciństwa i młodości ( nie licząc przespanych, na ogól, nocy) wynosi około czterdzieści ośmiu tysięcy godzin. Z tego w szkole spędzacie średnio licząc, nieco ponad dwadzieścia tysięcy godzin. Na całą „Resztę życia” pozostaje więc wam szesnaście tysięcy godzin, z czego trzeba jeszcze odliczyć około ośmiu tysięcy godzin spędzonych nad lekcjami i zadani domowymi. Wychodzi więc, że w szkole i nad sprawami związanymi ze szkołą spędzacie prawie osiemdziesiąt dwa procent swojego dzieciństwa i wczesnej młodości. A teraz oprzytomniejcie sobie, że ten czas spędzacie w miejscu, na myśl o którym niejednokrotnie paw podchodzi wam do gardła ze strachu, i nad zajęciami, o których trudno powiedzieć, że należą do waszych ulubionych. Jest to szkodliwe dla zdrowe życie w permanentnym stresie, porównywalne do życia pilotów odrzutowców.
Szkoła – Jest to najczęściej miejscem, gdzie uczniowie doznają głębokiej frustracji czynu gdzie zostaje im uniemożliwienie lub utrudnienie zaspokojenia ich ważnych potrzeb fizycznych i przede wszystkim psychicznych.
Matura – Nie jest ona bowiem egzaminem z wiadomości i umiejętności, które uczą u progu samodzielnego życia naprawdę posiadł, czyli z tej wiedzy i sprawności, która tkwi w jego umyśle bez specjalnych zabiegów w postaci owego kucia i rycia. A tak egzamin dojrzałości mierzy tylko stopień mobilizacji uczniów do życia i kucia i ocenia rezultaty owych czynności, które ulegną zapomnieniu w kilka dni po maturze, tak że przygotowanie się do równie absurdalnych egzaminów na studia znów będzie wymagało kuzycia i rycia.
Matura „W pełne zieleni wiosenne dni tysiące młodych ludzi przystąpi do jeszcze jednego niepotrzebnego i absurdalnego sprawdzianu z opanowania pewnej ilości informacji objętych programem nauczania szkoły średniej, i nic poza tym. Głównymi atrybutami dojrzałości są samodzielność myślenia, posiadanie własnych, niezależnych poglądów oraz umiejętności czynienia z jednego i drugiego podstawy do samodzielnego, odpowiedzialnego działania. Zwykle jest ona w niej tępiona, bo stanowi przeszkodę we wbijaniu do uczniowskich głów absurdalnej papki informacyjnej, zwanej „realizacja programu nauczania”. Nie może więc być matura egzaminem z dojrzałości, ponieważ polska szkoła nigdy jej swoich klientów nie uczyła i nawet nie umiałaby jej sprawdzić. Jedyne bowiem co umie sprawdzić, a i to nie najlepiej, to „stopień opanowania programu nauczania” czyli wyuczenie się na krótką metę pewnej ilości informacji."
Egzaminy „.Podtrzymywane na duchu nastolatki, pilnowane przez przerażonych rodziców, ganiają z wybałuszonymi oczami na niezliczone słono opłacane korepetycje, usiłując w pośpiechu napełnić mózgi egzaminacyjną papką. O tym, żeby czegoś się nauczyć albo kogoś czegoś nauczyć, mało kto myśli. Najważniejsze jest przecież przygotowanie się do egzaminu. wśród uczniów jest to krótkotrwałe, maksymalna mobilizacja obciążonej do granic możliwości pamięci, aby w ciągu dwóch-trzechgodzin była ona w stanie odtworzyć którąś z tysięcy wtłoczonych w nią, niepotrzebnych, absurdalnych informacji, a następnie w miarę szybko pozbyć się tego balastu w oczyszczającym akcie błogiego zapomnienia."
.szkoła zna tylko dwa rodzaje poglądów - własne i błędne.
.szkoła ma zawsze rację, a wszelkie jej doświadczenia mają wagę prawd objawionych.
Nie zajmuj się tym, czy szkoła jest fajna czy fatalna. Nie staraj się jej zmieniać ani nie wchodź z nią w dyskusje i spory. Skup się na tym, aby ją przetrwać i jak najszybciej skończyć z możliwie najlepszymi rezultatami. Żeby to osiągnąć, nie możesz pod żadnym pozorem drażnić bóstw wszechwładnie panujących w szkole, albowiem zawsze przegrasz z ich niewyobrażalną potęgą.
Rozpada się dotychczasowa oficjalna struktura klasy (z grzecznymi prymusami, ulubieńcami pani, obojętnymi średniakami i niegrzecznymi słabeuszami, których pani nie darzy sympatią), ponieważ różni nauczyciele mają różne preferencje.
Wbrew pozorom człowiek chce i lubi się uczyć. Dowiadywanie się nowości, poznawanie nowych rzeczy, opanowywanie nowych umiejętności, zdobywanie nowych sprawności, rozpracowywanie stających przed nim problemów, przyswajanie sobie nowych zachowań, stałe usiłowanie zrozumienia niezrozumiałego i tym podobne zajęcia stanowią ulubione zatrudnienie jego umysłu oraz inteligencji, jakiejkolwiekby one były jakości. Dzieci zaś w dziedzinie motywacji do uczenia się są wręcz rekordzistami. Przez wiele lat żyć oznacza dla nich poznawać i uczyć się. Jeśli ktoś kiedykolwiek widział, z jakim zainteresowaniem, skupieniem, uporem i cierpliwością półtoraroczniak, dwulatek, trzylatek czy pięciolatek bada otaczającą go rzeczywistość, chłonąc wszystkimi zmysłami budowę wybebeszonej w celach poznawczych lalki lub konsystencję błota w napotkanej kałuży, jak w nieskończoność próbuje wykonać jakiś ruch, krok czy wydać odpowiedni dźwięk, z jaką cierpliwością potrafi asystować mechanikowi naprawiającemu pralkę - to nie będzie miał wątpliwości co do poznawczej pasji małego człowieka i jego zachłannego pragnienia, by się uczyć. Dlaczego więc dzieci, a przynajmniej niemała ich liczba, nie chcą albo nie mogą uczyć się w szkole? Ano dlatego, że to jest zupełnie inna nauka> nie radosny, spontaniczny proces odkrywania i poznawania fascynującego świata, ale usystematyzowane, zrutynizowane, przymusowe przyswajanie sobie "na zawsze" abstrakcyjnych, w większości, reguł i mechanizmów tym światem rządzących.
W szkole i nad lekcjami spędzamy ponad osiemdziesiąt procent czasu przypadającego na nasze "szkolne dzieciństwo" (od szóstego do piętnastego roku życia) i wczesną młodość. Oznacza to około dwudziestu tysięcy godzin przeżytych w warunkach napięcia, strachu i nudy, wśród których, jak diamenty w popiele, błyskają nieliczne chwile lepszego samopoczucia. Jest to czas wyczerpującego i szkodliwego dla zdrowia życia w permanentnym stresie, porównywalny do życia pilotów odrzutowców albo innych ludzi mających niebezpieczną i odpowiedzialną profesję.
.Śmiem stwierdzić, że "stres szkolny" jest produktem złej szkoły, w której poczucie bezpieczeństwa i dobra kondycja psychiczna ucznia są nieskończenie mniej ważne niż to, czy np. w odpowiednim czasie nauczył się on odróżniać przydawkę od przymiotnika.
Polscy uczniowie po prostu boją się chodzić do szkoły. Boją się przede wszystkim bezlitośnie stawianych złych stopni będących głównie narzędziem utrzymania mało nieraz stosownej dyscyplin, a nie, czego można się spodziewać, symbolicznym odzwierciedleniem postępów w nauce. Boją się też - jak mi powiedzieli uczniowie liceów w jednym ze śląskich miast - nawet bardziej niż pałek, złośliwych komentarzy nauczycieli towarzyszących ich stawianiu. Boją się absurdalnie przeładowanych, encyklopedycznych programów, których zadowalająco opanować - jeśli chce się sprostać wszystkim wymaganiom szkoły - po prostu się nie da, nawet mimo wielogodzinnej pracy. Boją się wreszcie wszechobecnej w szkole brutalnej rywalizacji oraz powszechnego poniżania i obrażania ich godności osobistej.
Co sądzisz o celibacie? - To nie celibat jest najważniejszy. Ilu jest księży, którzy zachowują celibat, a mają na boku kobietę czy nawet dzieci! To nikomu nie przeszkadza. Czy u Boga, u którego wszystko jest możliwe, nie jest możliwe, aby jednego człowieka powołał i do kapłaństwa, i do małżeństwa? Zarówno kapłaństwo, jak i małżeństwo to Boże powołanie i ludzka odpowiedź
Ale ludzie chcą aby ksiądz był ponad wszystkim, chcą półboga, a nie człowieka. To ma być trochę wysoki urzędnik, trochę mag. Zresztą chłopak wstępujący do seminarium automatycznie zostaje "odczłowieczony" przez wiernych. I nie ma co ryzykować z otwarciem na ludzi, bo zawsze znajdzie się grupa, która to wykorzysta.
Leszek Cichy: „Granice ludzkich możliwości są różne. Inne są wtedy, gdy człowiek angażuje w to całą wolę walki i pragnienie przetrwania. W ekstremalnych warunkach, przy maksymalnym zagrożeniu, możliwe są dwie reakcje: albo człowiek poddaje się, albo zaczyna walczyć – a gdy podejmuje się taką walkę, bardzo trudno jest umrzeć. Wszyscy uważali dotychczas, że zdobycie Everestu zimą nie jest możliwe. Tak, jak mówiło się od tysięcy lat o wielu innych sprawach. Ktoś inny, usłyszawszy to, powiada: przecież to jest możliwe. I od tego momentu zaczyna się próba sił. Ktoś powiedział, że po prostu muszą być ludzie, którzy potrafią rozszerzyć możliwości człowieka – w imieniu całej reszty. A ponimożliwości te i aspiracje są duże, muszą to być ludzie szczególnie przygotowani.”
Leszek Cichy „Nie szukam niebezpieczeństwa, ale muszę akceptować jego obecność, żeby móc cieszyć się górami.”
Krzysztof Wielicki „Wszystkie inne wrażenia były już przedtem zracjonalizowane. Pytano mnie o poczucie samotności. Można je odczuwać, kiedy jest się z kimś i ten ktoś nagle cię opuszcza.”
Maciej Pawlikowski: „Wszyscy czuliśmy, że to są już ostatnie godziny wyprawy. Byliśmy bardzo zmęczeni i warunkami, i oczekiwaniem na sukces. Chyba wszyscy myśleli głównie tylko o jednym: niech wejdzie na szczy ktokolwiek, bo jeśli nie wejdzie nikt, będzie to zupełna klęska.”
Ryszard Dmoch: „Odwiedzali nas w bazie różni goście. Przede wszystkim turyści, dobrzy zresztą. Wypytywali o wszystko. Ale turyści nie są w stanie wyobrazić sobie, na czym taka wyprawa, w takich warunkach, polega. Dowiadują się, że chłopcy są w obozie II. No tak, są. Że poszli do obozu III. O. to duża sprawa. No i co z tego? Słyszą , że jest wiatr. No, tak, oczywiście. Ale wiatr wiatrowi nierówny i tego nie potrafią już zrozumieć. Zachwycają się sprzętem, widokami, tym, że jest zima i Polacy po raz pierwszy w zimie atakują Everest, to wspaniałe, naprawdę. Ale poza tym nic do nich nie dociera i nie może dotrzeć.”
Jan Holnicki: „Dla mnie alpinizm sprowadza się do ambicji pokonania czegoś trudnego w dążeniu do najtrudniejszego. Chociaż wcale tak nie musi być. Wydaje mi się, że ludzie, którzy w tym przypadku potrafią wyzbyć się ambicjonalnych pobudek i umieją po prostu cieszyć się górami, godni są zazdrości, bo na coś ważnego zmieniają tę gonitwę za najtrudniejszymi celami.”
Waldemar Olech: „Dla mniegóry są podmiotem, nie człowiek. Inni uważają, że to obecność człowieka nadaje sens istnieniu gór, i to są między innymi ci, którzy uwielbiają wielki wyczyn, zdobywanie będące wartością samą dla siebie. Podobnie jak Mallory uważam, że podmiotem jest natura, a to, że człowiek akurat w tym czy innym miejscu w nią wkracza, jest czystym przypadkiem.”
Andrzej Zawada: „Wiem, że będą ludzie, którzy powiedzą: taka wyprawa jest szaleńczym ryzykiem. A ja odpowiem: jest wydarzeniem w światowym alpiniźmie, bez względu na to, czy uda się nam wejść na szczyt. I to jest piękne w tym sporcie, ze liczy się również próba. Wiem, że w ogóle w związku z trudnymi wyprawami i alpinistycznym wyczynem sportowym ludzie zadają pytanie: w imię czego właściwie tam idziecie? Równie ż zastanawiamy się nad tym. Na wyprawach przeżywa się różne rzeczy. Strach, zmęczenie, słabość, ból. Ma się świadomość klęski lub poczucie zwycięstwa. Może więc idzie o coś głębszego, o pasję walki, o ten następny krok, o dokonanie tego, co kiedyś innym ludziom wydawało się niewyobrażalne.Chyba człowiek miewa również i taką cechę, iż reaguje ostro na czyjeś przekonanie, że coś jest niemożliwe. Jest to wyzwanie. Prowokuje do działania, którego celem jest udowodnienie, ze to jest możliwe.”