Paweł Pollak – pisarz i tłumacz literatury szwedzkiej. Zadebiutował w 2006 roku kryminałem psychologicznym „Kanalia”, trzy lata później wydał powieść obyczajową „Niepełni”, by wrócić do tematyki kryminalno-sądowniczej w zbiorze opowiadań „Między prawem a sprawiedliwością”. „Gdzie mól i rdza” to jego pierwsza powieść z udziałem komisarza Marka Przygodnego.
Na początek całkowicie niezrozumiały zamach na spokojne starsze małżeństwo, do którego ktoś strzela w ich mieszkaniu. Potem niestety nie rutynowe śledztwo, do którego Przygodny chciałby się ograniczyć, bo jest zakochany i myślami najczęściej przy swojej wybrance. Ofiary i przestępcy zachowują się jednak tak, że staje przed galimatiasem, który trudno mu rozwikłać.
Czy osoby, które nie czytały wcześniejszych części, mogą zacząć czytać serię od „Przepustki do męskości”?
Zdecydowanie tak. „Przepustka” stanowi zamkniętą całość, zagadka kryminalna nie wiąże się w żaden sposób z poprzednimi częściami, postaci są przedstawiane tak, by nowy czytelnik wiedział, kto jest kim. Kontynuowane są za to prywatne losy bohaterów, więc jeśli ktoś chciałby prześledzić je chronologicznie, musiałby zacząć od pierwszego tomu. Zresztą taka konstrukcja serii jest typowa m.in. dla kryminałów skandynawskich, więc myślę, że czytelnicy mają już doświadczenie z zaczynaniem serii od środka.
Akcja „Komisarza Przygodnego” rozgrywa we Wrocławiu. Dlaczego akurat tam?
Autorzy zwykle umieszczają akcję swoich kryminałów tam, gdzie mieszkają, a ja mieszkam we Wrocławiu. Najchętniej umieszczałbym w fikcyjnym miejscu, tak jak robią to m.in. Håkan Nesser i Maria Adolfsson, ale po doświadczeniach z moją debiutancką „
Kanalią”, gdzie akcja toczyła się właśnie w nieokreślonym mieście, zrezygnowałem. Do recenzentów takie rozwiązanie jakby nie dotarło i usiłowali mi wmówić, że to Wrocław, Warszawa albo Kraków. Nesser miał ten sam problem, ciągle musiał tłumaczyć, że Maardam wcale nie leży w Holandii.
Co stanowi największą trudność w pisaniu kryminałów?
Pisanie krótkich opowiadań kryminalnych. Szkielet klasycznego kryminału – morderstwo, śledztwo, złapanie zabójcy – na którego bazie zawsze można stworzyć co najmniej przyzwoitą powieść, nie przystaje do krótkich form. Trzeba więc mieć naprawdę niebanalny pomysł, by powstało dobre opowiadanie. Napisałem już kilka powieści kryminalnych, ale najbardziej jestem dumny ze swoich opowiadań pt. „
Fair play” i „
Plan dnia”. Ironia losu jest taka, że mogłem je opublikować tylko na swoim blogu, bo czytelnicy niechętnie sięgają po opowiadania.
Ponoć historia przeglądanych stron internetowych to u pisarzy kryminałów zbiór fascynujących (i podejrzanych) tematów. Jakich najdziwniejszych lub najbardziej szokujących informacji szukał Pan w Internecie?
O tak, kiedy pisałem „Przepustkę do męskości”, na serio zastanawiałem się, czy nie wparuje mi do domu policja, ponieważ szukałem sieci w informacji, czy uciętą głowę da się spalić w ognisku.
W powieści „Gdzie mól i rdza” napisał Pan: „Służby mundurowe nie są klubem dyskusyjnym, a rozkazy zaproszeniem do debaty”. W Pana książkach nie brak policjantów. A jak to wygląda w prawdziwym życiu? Czy korzysta Pan z pomocy znajomych mundurowych do konstruowania fabuły?
Nie korzystam, bo pisuję właśnie fabuły, a nie reportaże. Moim zadaniem nie jest opisanie rzeczywistego śledztwa, tylko śledztwa, które sprawi wrażenie rzeczywistego, a jednocześnie wciągnie czytelnika. Na początku próbowałem korzystać z porad fachowców, ale są mało przydatni, bo zwykle tego rozróżnienia nie rozumieją. Kolega lekarz, od którego przy pisaniu „
Między prawem a sprawiedliwością” usiłowałem wydobyć informację, ile minimum osób potrzeba do przeprowadzenia nielegalnej operacji przeszczepu, uparcie tłumaczył mi, że legalna czy nie, wszyscy, którzy biorą udział w standardowej, są potrzebni, bo inaczej pacjent będzie zagrożony. Policzyłem sobie sam na logikę i nikt z recenzentów nie zarzucił mi, że opisana przeze mnie operacja jest nierealistyczna.
Ma Pan na swoim koncie sporo napisanych tytułów, w tym poradnik „Jak wydać książkę”. Co Pan sądzi o obecnym trendzie, zgodnie z którym każdy może być autorem? Czy wydawnictwa usługowe, w których płaci się za publikację, to dobry wybór dla debiutanta?
Te wydawnictwa usługowe to są czystej wody oszuści, gotowi opublikować każdy bezsensowny bełkot, byleby autor za to zapłacił. Udowodniłem to głośną swego czasu prowokacją, którą opisałem na swoim blogu w tekście pt. „
Pszygody komisaża Maciejewskiego, czyli jak wydawałem ze współfinansowaniem”. Autor publikujący w czymś takim przypomina faceta, który poszedł do prostytutki, a potem opowiada wszem wobec, jaką to ładną kobietę zdobył.
Skąd czerpie Pan inspiracje do swoich książek?
Uparcie odmawiałem i będę odmawiał odpowiedzi na to pytanie. Pisarska tajemnica zawodowa. Każdy by mógł pisać książki, gdyby wiedział, skąd pisarze biorą pomysły.
Co po „Przepustce do męskości”? Czy ma już Pan w planach kolejną książkę?
Gotowa jest już powieść pt. „Śmierć tłumacza”, która ukaże się nakładem Oficynki pewnie jeszcze w tym roku. Akcja rozgrywa się wokół tłumaczenia trylogii „Millennium” Stiega Larssona na polski. Gotowa jest także kontynuacja opowiadań z cyklu „
Między prawem a sprawiedliwością”. No i powstanie czwarta część serii o komisarzu Przygodnym, który tym razem będzie wyjaśniał morderstwo czołowego zawodnika pewnej wrocławskiej drużyny. Na razie jednak nie ujawnię, o jaką dyscyplinę sportu chodzi. Od dłuższego czasu układam sobie w głowie tę powieść, by niedawno odkryć, że wiem, jak dojdzie do zabójstwa i z jakiego motywu, ale nie wiem, kto będzie zabójcą :-)
Dziękuję za wywiad.
Dominika Róg-Górecka