Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzie są dobrzy, tylko dla jednych życie było mniej łaskawe - wywiad z Sylwią Markiewicz.

Autor: Justyna Szulińska ·10 minut
2022-09-07 4 komentarze 10 Polubień
Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzie są dobrzy, tylko dla jednych życie było mniej łaskawe - wywiad z Sylwią Markiewicz.

Pisze, by dać ludziom nadzieję na lepsze jutro i zmotywować do działania. Z psychologicznym zacięciem, mimo, że psychologiem nie jest,  obserwuje rzeczywistość, by stworzyć realnych bohaterów i pokazać, że nie wszystko jest takie proste i ma swoją przyczynę. Dziś premierę ma jej nowa powieść “Tylko jedna chwila”. Zapraszam na wywiad z Sylwią Markiewicz.




Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy ze względu na premierę Pani drugiej książki - “Tylko jedna chwila”. Czy odczuwa Pani takie same emocje jak przy premierze pierwszej? 

 

Pierwszą książkę pisałam z przerwami, przez co trwało to dość długo. Nie wiedziałam, czy w ogóle zostanie kiedyś wydana, ucieszyłam się bardzo na pozytywną wiadomość z wydawnictwa. Jednocześnie, ten okres od momentu decyzji do wydania, przedłużał się i gdzieś ta radość i emocje z tym związane, rozmyły się po drodze. Zupełnie inaczej przeżywam obecną premierę, bo i książka jest przeze mnie bardziej dopieszczona, bohaterowie rozbudowani, wątki przenikają się wzajemnie, a tajemnice, które skrywają moje bohaterki, dodają smaczku całej historii. Wiem, ile pracy mnie kosztowało, by zaskoczyć czytelników, by fabuła nie była tak oczywista, a dawała przyjemność z podążania za nią. Emocje przy pierwszej powieści to niedowierzanie, strach, niepewność, a obecnie, radość. Może dlatego, że już nabyłam trochę doświadczenia, wiem, jak wygląda cały proces od momentu napisania do tej chwili, gdy książkę trzymam w ręce i nauczyłam się czerpać radość z każdego etapu jej powstawania. Już samo pisanie sprawiało mi wiele radości, wątki same się tworzyły, a bohaterowie jakże bezczelnie niszczyli mój pierwotny plan i to było cudowne, cała historia ożyła w trakcie pisania. Pierwsza powieść była dostępna właściwie tylko w księgarniach internetowych, obecna będzie również w stacjonarnych. To też będzie wyjątkowa chwila, zobaczyć książkę na półce wśród wielu innych publikacji. 



A o czym jest “Tylko jedna chwila”? Może nam Pani opowiedzieć?

 

Dla mnie zawsze najtrudniejsze jest opowiadanie o książce, wolę, jak robią to czytelnicy. Bo, jak to zrobić, by za wiele nie zdradzić, a jednak zachęcić do przeczytania, ale spróbuję:) 

To historia, w której głównymi bohaterkami są 4 kobiety: Joanna i Aleksandra – córki Danuty oraz Danuta i Franciszka – ponad pięćdziesięcioletnie siostry. Ich relacje są dalekie od ideału, siostrzana miłość okazuje się dość kwaśna, a tajemnice skrywane z przeszłości jeszcze ją utrudniają. Śmierć Aleksandry wiele zmienia, bo ta z pozoru idealna matka, żona utalentowana malarka zostawiła po sobie wiele niedopowiedzeń i problemów, które spadły na barki Joanny. Wydawać by się mogło, że miłość matczyna jest piękna i bezwarunkowa, ale czy zawsze? Danuta więcej uczucia dawała córce, która zginęła dlaczego? 

Alkohol, który zdominował Danutę, nie pozwalał na to, by dom emanował ciepłem rodzinnym. Kobieta nie ma siły walczyć z nałogiem, co wpływa na całą rodzinę.

 

Oprócz rodzinnych relacji, nałogu, tajemnic skrywanych przez lata są też wątki, gdzie bohaterowie zmagają się z chorobą. Wiele stron poświęciłam też osobom z siwiejącym włosem, a ich niełatwa codzienność i samotność może wzruszyć. Mam wrażenie, że w każdej mojej powieści pojawi się osoba starsza, by przekazać odrobinę doświadczenia życiowego, tak niedocenionego w dzisiejszym świecie. Mam wielki szacunek do osób, które tak wiele lat mają za sobą, a ich przeżycia jakże ciekawe, nic tylko usiąść, spisać je na kartach i czerpać z nich naukę dla siebie. 

 

Czy wśród Pani najbliższych były osoby które Panią zainspirowały do tworzenia postaci ? 

 

Nie było takiej jednej osoby, która byłaby dla mnie inspiracją. To ogół moich obserwacji otoczenia i zachowań ludzkich wpłynął na takie postrzeganie tego tematu i chciałam go przybliżyć czytelnikom, zwrócić uwagę na ogrom tego problemu. Moje bohaterki są nasączone cechami prawdziwych ludzi, mają słabości, nałogi, zmartwienia, ale i radości lub miłosne rozterki. Są jednak wytworem mojej wyobraźni i zlepkiem cech ludzi, którym miałam okazję spotkać, poznać lub zasłyszeć z opowiadań. Kobiety zapewne odnajdą w nich siebie, bo cechy te są zaczerpnięta z prawdziwego życia, a ja tylko połączyłam je razem, by stworzyć postacie, które będą pasowały do fabuły.

 



Czy nie uważa Pani, że poruszanie trudnych tematów jak alkoholizm, depresja, nieszczęśliwe małżeństwo jest trochę ryzykowne we współczesnym świecie?

 

Codziennie mamy styczność z troskami i radościami. I czy nam się to podoba, czy nie, problemy są z nami przez całe życie. Piszę o alkoholizmie tym ukrytym, w zaciszu domowym, by nikt nie widział, nikt nie oceniał. Takich kobiet jest wiele (oczywiście mężczyzn też), to nie są osoby, które siedzą na osiedlowych ławkach z butelką w ręce lub pod sklepem nocnym, czy barem, tam ich nie spotkamy. Czasem to osoby piastujące ważne stanowiska, codziennie wychodzą do pracy, co gorsza jadą samochodem, są dobrymi ludźmi, rodzinnymi, opiekują się dziećmi, a jednocześnie nie radzą sobie z nałogiem. W Polsce codziennie sprzedaje się 3 mln małych szklanych buteleczek, z czego w godzinach dopołudniowych aż 1 mln. Ktoś je kupuje, prawda? Ja nigdy nie oceniam, a pytam dlaczego? I to chcę przekazać czytelnikom, niech pytają, nie oceniają, bo różne są przyczyny nałogu: nieradzenie sobie z problemami, trudne przeżycia. Depresja ciągle jest w społeczeństwie nieleczona, bo kiedy dusza choruje, nie jest to powszechne, by iść do lekarza, a raczej wydaje się wstydliwe. Związki i małżeństwa są szczęśliwe tylko z pozoru, gdy się zagłębić dokładnej, to większość potrzebowałaby naprawy, by nie trwały tak po prostu, a ożyły na nowo, ale to muszą chcieć dwie strony, dlatego nie jest to takie proste. Jeszcze niejeden taki trudny temat przede mną, który chciałbym wpleść w fabułę. Staram się, by moi bohaterowie byli tacy jak my z wadami, chorobami i nałogami, bo nikt nie jest doskonały. 

 

Bardzo szczegółowe informacje. Dużo czasu poświęca Pani na zebranie danych i zgłębienie tematu nim rozpocznie Pani pisanie?

 

Gdy w mojej głowie wykiełkuje koncepcja na nową historię, szukam szczegółowych informacji. Przeważnie jest to rozłożone w dłuższym czasie, bo obecnie mam kilka pomysłów i już teraz staram się odwiedzać miejsca, które ułatwią mi podjęcie tego tematu, rozeznać się w informacjach nie tylko z Internetu, ale i od osób, które dysponują sporą wiedzą. Po analizie wszystkich danych łatwej mi wpleść w fabułę motyw przewodni, by podzielić się z czytelnikami już wiarygodnym i sprawdzonym materiałem. Obecne wakacje spędziłam nad polskim morzem dlatego, że je uwielbiam, ale również potrzebowałam poznać okolicę. Przywiozłam mnóstwo zdjęć (to nie są zdjęcia pięknych widoków, a zabudowań, uliczek, kapliczek, chodników), które będą dla mnie inspiracją do nowej opowieści.

 

Wspomniała Pani, że czerpie inspirację z otaczającego świata i obserwowanych na co dzień ludzi. Czy taka obserwacja dostarcza Pani radosnych czy raczej smutnych przemyśleń?

 

Uwielbiam obserwować ludzi i ich relacje, to czym się interesują. To fascynujące. Każdy jest inny, przez co niezwykle ciekawy. Wystarczy rozmowa zasłyszana w autobusie dwóch studentek i w mojej głowie rodzi się historia. To może być każdy, kogo mijam, bo jego sposób bycia, poruszania się, uśmiech, nasuwa mi się skojarzenia, pomysły. To moje podpatrywanie świata jest raczej radosne, bo mam optymistyczne usposobienie i nawet jak widzę coś przygnębiającego, to staram się o tym napisać, ale dodać też od siebie nutkę nadziei na lepsze jutro. Podobno ciągle tłumaczę złe zachowanie innych, nie ja nie tłumaczę, a staram się je zrozumieć, dociec co je spowodowało i kto się do tego przyczynił, już tak mam. Różne rodzaje emocji mi towarzyszą, ale tych dobrych, ciepłych jest znacznie więcej. Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzi są dobrzy, tylko dla jednych życie było mniej łaskawe, czasem to traumatyczne dzieciństwo, a czasem start w dorosłość skomplikowany. 

 

Trochę takie psychologiczne podejście. 

 

Zawsze interesowała mnie psychologia, ale wybrałam studia o zupełnie innym profilu. Uważam, że to jednak nie przeszkadza i teraz nadrabiam, bo z przyjemności sięgam po literaturę fachową z tej dziedziny. Psychika człowieka jest tak urzekająca, a zarazem przerażająca, że pociąga mnie analizowanie ludzkich zachowań i czerpię z tego inspiracje przy budowaniu kolejnych postaci.  

 

 

Czy tworzy Pani z myślą, by dać czytelnikowi chwilę relaksu czy skłonić do refleksji?

 

Raczej chcę skłonić do refleksji i nieść przesłanie. Wierzę, że książki mają wyjątkową moc przekazu i gdy trafią na odpowiedniego czytelnika, mogą odmienić jego codzienność. Historia może pomóc w konfrontacji z własnymi problemami, może to będzie bodziec do zmiany. Te przemyślenia w trakcie i po lekturze są bezcenne i mogą nadać nowy sens życiu osobistemu i relacjom z innymi. Moja bohaterka Joanna ma wrażenie, że życiowe decyzje podejmuje, bo ktoś o to prosił, bo tak lepiej dla rodziny, bo tak wypada. Zastanówmy się, czy my decydujemy o sobie, czy może mamy wokół siebie też takie „życzliwe” osoby, które chcą nam życie ustawić. Taką refleksję chciałam dać czytelnikom po skończonej lekturze „Tylko jedna chwila”. Tak, zdecydowanie chcę nieść moim powieściami nadzieję na lepsze jutro, motywację do zmiany oraz dobre emocje. Jednak staram się też, by moje bohaterki dostały odrobinę poczucia humoru, a ich zachowanie wywoływało szczery uśmiech. Takie książki lubię czytać sama i takimi historiami chcę obdarowywać innych, by lekki uśmiech i refleksja z poczuciem dobrze spędzonego czasu, pozostały na długo. 



Jak Pani udaje się pogodzić pisanie z codziennością? Czy najbliższe osoby pomagają, gdy pochłonie Panią pisanie a rzeczywistość woła ze zniecierpliwieniem?

 

Nie udaje:) Brakuje mi własnego kąta, a najlepiej pokoju, biurka, na którym mogłabym swobodnie rozłożyć notatki bez obaw, że zaraz będę musiał je sprzątnąć i wszystko mi się pomiesza. Pisze w kuchni, uciekam tam, gdy tylko domownicy zajmą się swoimi sprawami, ale to działa, jak magnes. Bo właśnie w tej chwili każdy zgłodniał, chce im się pić, a kuchnia przypomina dworzec kolejowy, jak te pociągi pojawiają się i znikają, niby na palcach, po cichu, co mnie ogromnie bawi i… rozprasza. Zostaje mi noc. Gdy cały dom śpi, jest zupełna cisza, wtedy pozostaje sama z myślami i dobrze mi się pisze. Natomiast śmieje się, że ja tak naprawdę piszę przez cały dzień. W drodze do sklepu analizuje przebieg wydarzeń, siedząc na placu zabaw, rozwiązuje problemy bohaterów lub przeciwnie wymyślam je. I tak schowane w szufladkach, gdzieś w mojej głowie, wieczorem je otwieram, by przekuć w zdania i kolejne rozdziały powieści. Wdzięczna jestem rodzinie za zrozumienie, że nie marudzą tak bardzo, gdy znikam przy komputerze. W czasie wakacji najtrudniej znaleźć ten czas na pisanie, bo jednak priorytetem jest rodzinne spędzanie czasu. Gdy tylko wraca rok szkolny, nauczyłam się znaleźć te nawet najkrótsze momenty samotności, by móc w skupieniu pisać. 



A jak się pisze na kartce papieru zamiast na komputerze? Czy nie nastręcza to pewnych trudności? Czy nie wydłuża to czasu powstawania powieści a pomysły nie uciekają?

 

Pisanie w zeszycie jest takie archaiczne, ale dla mnie najlepsze. Dobrze mi się myśli z długopisem w ręce, zdania same płyną. Jest to problematyczne, bo moja ręka nie nadąża za potokiem słów i pismo staje się mało czytelne, a nadgarstek zaczyna po kilku dniach boleć. Kolejna niedogodności tego zeszytowego pisania, to konieczność przepisania wszystkiego od nowa do laptopa, ból karku murowany, a i kolejny miesiąc zajęty. Jak widać, nie jest to chyba dobra metoda, ale na razie nie umiem się przekonać do białej kartki, patrzącej na mnie z monitora, wodzę oczami po suficie, rozgadam się, myślę, co miałam dziś zrobić, kompletny brak skupienia. Trudno, zeszyt pozostanie nadal ze mną, ale może kiedyś to się zmieni, co jakiś czas spróbuję, ale nic na siłę. Pewnie dlatego jestem fanką długopisów, bo jak tak dużo się piszę, to ma znaczenie, czym się piszę, musi miękko płynąć po kartce, nie rozlewać się i dobrze trzymać w dłoni, by odciski na palcach się nie tworzyły. Mam dużo długopisów i równie wiele notesików, które uwielbiam. Moja metoda jest dość pracochłonna, ale za to, z brakiem weny nie mam problemu i chyba przy tym na razie pozostanę. 

 

Nie wszystkie nowe rozwiązania zawsze się sprawdzają. Ciekawa jestem co się dzieje z tymi zeszytami po wydaniu książki. Zachowuje Pani  z sentymentem czy pozbywa się?

 

Zeszyty zachowuję razem z wszystkim notatkami i materiałami, które zebrałam do danej książki. Jeszcze nie wiem po co, ale chyba z sentymentu. Każda książka ma osobną teczkę, w której przechowuję wszystkie materiały. Mam nadzieję, że za kilka lat nie będą mi się w szafce mieścić, bo uwielbiam pisać i chciałbym to robić dalej.

 

I na to liczymy! 

Dziękuję za rozmowę. 



× 10 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Utopia
@Utopia · około 2 lata temu
"Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzie są dobrzy" - bardzo budujące stwierdzenie, chciałabym mieć tyle optymizmu w sobie!

× 3
@ilons
@ilons · około 2 lata temu
Totalnie rozumiem radość z pisania ręcznie! :)
Ciekawy wywiad
× 2
@Meszuge
@Meszuge · około 2 lata temu
Wychodzę z założenia, że wszyscy ludzie są dobrzy...
Proponuję lekturę "Ikowie, ludzie gór".
@jelonka11
@jelonka11 · około 2 lata temu
Przeczytane 👍 polecam
© 2007 - 2024 nakanapie.pl