„Walczyłam z tym, ale już dłużej nie mogę”– napisała w liście do siostry 28 marca 1941 roku, po czym wypełniła kieszenie kamieniami i weszła do rzeki Ouse niedaleko swojego domu w Rodmell.
Pożegnała się także z mężem, zostawiając i dla niego list, w którym pisała: „Najdroższy, to pewne, znowu ogarnia mnie szaleństwo. Czuję, że nie możemy przejść razem przez ten straszny czas. I tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy i nie mogę się skoncentrować. Więc robię to, co wydaje się najbardziej odpowiednie”. Jej ciało znaleziono niecały miesiąc później. T. S. Eliot, jeden z najsłynniejszych ówcześnie amerykańskich i brytyjskich poetów, na wieść o tragicznym zajściu napisał, że „świat się skończył”. I nie był w tej opinii odosobniony. Wiele osobistości z kręgów literackich podzielało jego żal i smutek. Taki tragiczny finał miało życie genialnej pisarki i wielkiej feministki wyprzedzającej swoje czasy, w których dane jej było żyć. A życie dla niej łatwe nie było. Uwięziona w beznamiętnym małżeństwie, cierpienia przenosiła na literaturę, która do dziś jest chętnie czytana na całym świecie. Przez większość lat zmagała się z depresją, z którą przegrała.
„Dlaczego życie nie oferuje choćby jednej rzeczy, na której można by położyć rękę i powiedzieć: to jest to?” (V. Woolf, Dzienniki, 27 lutego 1926)
Dziś możemy jedynie zastanawiać się, co by było „gdyby”. Czy można było uniknąć tej tragicznej śmierci pisarki? Jak potoczyłyby się jej losy, gdyby wiodła szczęśliwe życie spełniając się w roli matki i żony? I czy w ogóle powstałyby wtedy takie wybitne dzieła, które wyszły spod jej pióra?
Otoczenie, w którym przyszło jej dorastać, kształtowało ją od początku. Wychowywała się w patriarchalnej, wiktoriańskiej Anglii. Gdyby nie trudne początki dojrzewania, z pewnością nie napisałaby feministycznego eseju, „Własnego pokoju”, w którym głosiła przekonanie, że kobieta powinna zdobyć wykształcenie i posiadać własne pieniądze. Jej samej przecież odmówiono studiów. Kształciła się sama, podbierając ojcu – filozofowi, pisarzowi, redaktorowi naczelnemu – książki z biblioteczki.
Badacze literatury zgadzają się, że życie Virginii Woolf to stopniowe popadanie w obłęd osnute na wymykaniu się z ram społecznych i narzuconych zasad, które obowiązywały i kształtowały płeć.
„Bardzo, bardzo niebezpiecznie jest żyć choćby jeden dzień.” (V. Woolf, Pani Dalloway)
Adeline Virginia Stephen urodziła się 25 stycznia 1882 roku w Londynie. Jej rodzice, sir Leslie Stephen i Julia Prinsep Duckworth, pobrali się po tym, jak każde z nich owdowiało. Do wspólnego domu przy Hyde Park Gate wprowadzili się rzecz jasna z dziećmi z poprzednich małżeństw. Przyszła pisarka wychowywała się w atmosferze, która daleka była od rodzinnej sielanki. W domu obowiązywały surowe zasady, w myśl których dzieci miały za zadanie nie stwarzać problemów i zajmować się sobą – winny być niemalże niewidoczne. Gdy Virginia zaczęła wykazywać zainteresowanie literaturą, ojciec, mimo dumy z córki, której nie krył w listach do żony, nie zapewnił przyszłej autorce „Pani Dalloway” żadnego wykształcenia, ani możliwości podjęcia nauki. Tragiczne wydarzenia rodzinne – śmierć rodziców i siostry, przyczyniły się do załamania nerwowego Virginii i pchnęły ją do pierwszej próby samobójczej. Skok z okna wpędził ją w mury zakładu zamkniętego dla psychicznie chorych. Przyszła pisarka ujawniła później, że nie tylko żałoba była odpowiedzialna za czyn, którego się dopuściła. Z czasem wyszło na jaw, że jej przyrodni brat molestował ją po śmierci matki, gdy Virginia była dzieckiem. Przemilczany epizod z czasów dziecięcych, opisała później w dziennikach, a także wplotła go w fabułę swojej pierwszej powieści „Podróż w świat”.
Leonard Woolf. Źródło – Wikipedia.
Po opuszczeniu kliniki psychiatrycznej, Virginia razem z siostrą Vanessą i braćmi Adrianem oraz Thobym opuściła dom w londyńskim Kensington, który był dla niej pełny trudnych wspomnień i przeniosła się do Bloomsbury. Tam czując powiew wolności, dalecy od wszelkich nakazów i zakazów oraz utartych norm społecznych, założyli grupę Bloomsbury. Oprócz intelektualnych dyskusji z przyjaciółmi, członkowie grupy wdawali się w homoseksualne romanse. Jednak Virginia wkrótce została sama – Vanessa wyszła za mąż, a Thoby zmarł na tyfus po przebytej podróży do Turcji. W obawie przed kolejnym załamaniem nerwowym, zamężna już siostra postanowiła wyswatać przyszłą pisarkę. Dlatego też Leonard Woolf wydał się idealnym kandydatem – początkujący pisarz, opanowany i stateczny urzędnik mógł uratować Virginię przed tym, czego obawiała się sama – przed staropanieństwem. I tak też się stało – do ślubu doszło w 1912 roku, ale nigdy związek ten nie został skonsumowany. Świeżo upieczony mąż żydowskiego pochodzenia obawiał się o zdrowie psychiczne żony, dlatego też sądził, że ewentualna ekscytacja współżyciem lub co gorsza ciąża i poród mogą jej zaszkodzić. A i dodać należy, że sama Virginia nigdy nie wyzbyła się ogromnej niechęci do mężczyzn. Za to pociągały ją kobiety.
Virginia nie stroniła od kobiet. Jej pierwszą miłością była kuzynka Madge Vaughan, będąca pierwowzorem postaci Sally Seton z „Pani Dalloway”. Będąc już mężatką, w 1922 roku, pisarka poznała o 10 lat młodszą Vitę Sackville-West. Łączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń, a relacja tych dwóch pisarek przetrwała do końca życia.
Vita Sackville-West. Źródło – Wikipedia.
Brak spełnienia w małżeństwie Virginia nadrabiała pisaniem. Jej debiutancka powieść, która ukazała się w 1915 roku, została przyjęta pozytywnie. Jedynie kilka negatywnych recenzji, których nie sposób było uniknąć w świecie literatury, wyprowadziły Panią Woolf z równowagi. Dodać należy, że autorka „Podróży w świat” nigdy nie nauczyła godzić się z krytyką, czy to w życiu zawodowym czy w prywatnym. Będąc perfekcjonistką w każdym calu, podczas miesiąca miodowego uznała, że jest za gruba. By temu zaradzić, głodziła się. Bywały dni, że godzinami stała przed lustrem, wytykając sobie mankamenty własnego ciała. Zaniepokojony jej zachowaniem mąż, poprosił siostrę żony o pomoc, a ta postanowiła umieścić ją w zakładzie psychiatrycznym. Virginia, przerażona wizją powrotu do zakładu zamkniętego oraz metod leczenia powszechnie tam stosowanych, podjęła kolejną próbę samobójczą. Zażyła dużą dawkę weronalu, silnego leku nasennego. Życie uratował jej sąsiad, po czym Pani Woolf pozornie wróciła do normalności, rozpoczynając pracę nad kolejna książką.
„Moje życie jest już tylko ruiną” (V. Woolf, Chwile istnienia: eseje autobiograficzne)
Małżeństwo Woolfów, choć bez namiętności i większych uczuć, było pewnego rodzaju ostoją dla Leonarda i Virginii. Leonard, wypełniając godnie obowiązki męża, całe życie opiekował się swoją żoną. Nawet, gdy lekarz zalecił wzmożoną kontrolę, ten nie odstępował jej na krok. Virginia zaś, starając się wypełniać swoje obowiązki, jako żony, zapisała się na lekcje gotowania. Potomstwa oczywiście się nie doczekali (wspominałam, że nigdy nie skonsumowali małżeństwa), ale założyli wydawnictwo, które było ich wspólnym dzieckiem. Hogarth Press ratowało nie tylko domowy budżet, ale i wydawało dzieła znakomitych pisarzy, jak na przykład T.S. Eliota czy Jamesa Joyce’a. Virginia, mimo obowiązków redaktorskich, nie przestawała pisać. Jej powieści „Pokój Jakuba”, „Pani Dalloway”, „Fale”, „Do latarni morskiej” i „Orlando” spotkały się z pozytywnym odbiorem. Wydany w 1929 roku esej „Własny pokój” na stałe zapisał się w historii literatury feministycznej. Mimo że pisarka czuła się w pewnym stopniu doceniona i spełniona zawodowo, kryzys psychiczny wcale nie mijał. Pani Woolf cierpiała na chorobę afektywną dwubiegunową. Pracując nad powieścią „Lata” zaczęła odmawiać jedzenia, zmagała się z bezsennością, co doprowadziło do ogromnego wycieńczenia organizmu. Stan psychiczny pisarki pogorszyła sytuacja polityczna w Europie. W 1940 roku małżonkowie znaleźli się na czarnej liście Trzeciej Rzeszy. Leonard Woolf był z pochodzenia Żydem. Obiecał on jednak żonie, że jeśli dojdzie do inwazji niemieckiej na terenie Anglii, wspólnie odbiorą sobie życie. Pisarka całkowicie porzuciła pracę. Nie doszło nawet do wydania gotowej już powieści „Między aktami”.
Dom Leonarda i Virginii Woolfów w Rodmell. Źródło – Wikipedia.
Stan psychiczny Virginii ciągle się pogarszał. Zadręczały ją myśli, z którymi nie mogła sobie poradzić. Czuła się ciężarem dla siostry, a także odnosiła wrażenie, że niszczy męża i jego karierę, który będąc wolnym, mógłby poświęcić się własnej twórczości. Pisarka toczyła walkę sama ze sobą. Coraz bardziej nękały ją urojenia, słyszała głosy, miała przywidzenia. Śmierć wydała jej się jedynym rozwiązaniem.
Leonard nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony, którą naprawdę kochał. Udało mu się przeżyć wojnę. Przesłania podają, że do końca życia wypatrywał Virginii w ogrodzie. Prochy zmarłej pochował na podwórku pod bliźniaczymi wiązami, które nosiły imiona małżonków – Virginia i Leonard.
„I jak zazwyczaj chciałabym, chciałabym – ale czego? Mało istotne, co bym miała, chciałabym, chciałabym…” (V. Woolf, Dzienniki, 13 czerwca 1923)
Dlaczego Virginia Woolf odebrała sobie życie? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Możemy jedynie spekulować, że niespełniona w małżeństwie i życiu erotycznym, pozbawiona nadziei na zostanie matką, wcześniejsze porażki rodzinne i blizny lat dziecięcych zdają się być powodami ku podjęciu takiej decyzji. Pisarka tak naprawdę odchodziła całe życie. Cierpienie, z którym się zmagała, pogłębiająca się choroba psychiczna i wszystkie doznania życiowe przeważyły szalę. Czy Virginia Woolf była szalona? Wielu badaczy literatury oraz czytelników jej powieści i znawców jej biografii tak właśnie ją określa. Ale naprawdę swoisty był to rodzaj szaleństwa – połączony z wściekłością, goryczą, żalem, rozpaczą. A wszystkie z tych cech i stanów emocjonalnych tworzyły jej osobowość. Zatem czy nadużyciem będzie stwierdzenie, że Virginia Woolf była szalenie genialna w swojej chorobie? Nie sądzę. Na dowód pozostawiła po sobie wyśmienite dzieła. Doprawdy, wyśmienite!
Fascynująca osoba. Pamiętam, że dowiedziałam się o niej dzięki piosence Florence + the Machine "What the water gave me". Mam jeszcze kilka jej książek do nadrobienia. Dzięki za ten artykuł!