Cytaty Andrzej Mathiasz

Dodaj cytat
Poznał prawdę, lecz nie poczuł się oczyszczony. Bo prawda nie wyzwala. Ona jeszcze bardziej tytła. I zwykle lepiej jej wcale nie poznawać.
Ala miała nadzieję, że jej mąż się wystraszy i zniknie z podwiniętym ogonem, ale on tylko się wyszczerzył uśmiechem ubogiej wersji Brada Pitta, który kiedyś ją tak bardzo jarał, a teraz tylko wkurwiał, i to na maksa.
Doskonale jednak wiedział, że nawet najdłuższa podróż kiedyś się kończy i tam, gdzie wysiadamy, zawsze jest tak samo jak tu, wszędzie bowiem targamy ze sobą swoje fatum. Ono jest w nas, a nie na zewnątrz, jak zawieja, deszcz czy śnieg. To można zostawić za plecami, tamtego nie. Bo tamto jest jak garb, przed którym nie da się uciec. Możemy tylko stawić tamtemu czoła i to przezwyciężyć. Przynajmniej do czasu.
Starał się przegnać złe myśli i powtarzał w duchu: "Będzie dobrze. Będzie dobrze..."
Nie będzie! Wiedział to. Czuł, że już nigdy nie będzie dobrze, a przecież jego złe przeczucia zawsze się sprawdzały. Nigdy dobre! Zawsze złe. A to było akurat najgorsze ze wszystkich.
Moja maszyna losu.
Niezawodna, perfekcyjna i piękna jak dzieło sztuki, lecz w przeciwieństwie do niego tez zabójcza. Niczym rozpięta między gałęziami pajęczyna srebrząca się w słońcu z nim jako pająkiem czyhającym na ofiarę.
Nie był potworem. Kiedyś. To świat okazał się potworny. I ludzie. Bo to oni uczynili z niego potwora. Zabrali mu życie i tych, których kochał.
Na początku podchodziła do niego jak pies do jeża, lecz z każdą sekundą rozmowy coraz bardziej się jej podobał.
W pierwszym odruchu chciał podbiec, kopnąć krzesło i go uciszyć. Tyle że to by wszystko zepsuło. To nie byłaby już zemsta za śmierć Oli, tylko zwykłe, pospolite zabójstwo. Bo miał nie ingerować. To właśnie dlatego nazwał swoją maszynerię "maszyną losu". Bo to zabijał los, nie on. To los decydował. Los pociągał tu za sznurki i na końcu wyrywał skazańcowi krzesło spod nóg.
Właśnie skończył się odlewać. Odchylił ostrożnie biodra, żeby nie zakapać spodni, i zaczął potrząsać ptaszkiem, jakby zamierzał go urwać. Powiedzonko z dzieciństwa "choćbyś trząchał dwa tygodnie, i tak kropla wpadnie w spodnie" celnie oddawało okrutną prawdę. Przekonał się o tym już nie raz.
Kolejną chwilę grozy przeżył wtedy, gdy pchnął pomarańczę. Z przejęcia zadrżała mu ręka. Owoc potoczył się po łuku i jedynie otarł się o cel, jakim była książka z twarzą kobiety i różańcem na okładce.
On nie jest już "człowiekiem", tylko mścicielem. Pazurami uchwycił się wolności, ponieważ miał tutaj do wykonania zadanie. Cel. Swoją misję: zemstę.
Warunkowe przedterminowe zwolnienie spadło na niego jak manna z nieba. Nie liczył na to. Myślał, że "pogaruje do spodu:, czyli całą ćwiarę. Gdy więc zaprowadzili go do więziennego psychologa, wcale się nie wysilał. A jednak wyszedł wcześniej.
- Kurwagównodupachuj! - zaklął, bo ogarnęły go złe przeczucia, a one zawsze mu się sprawdzały. Nigdy dobre, zawsze tylko złe.
Pamięć szwankowała mu zresztą od zawsze. Ponoć urodził się owinięty pępowiną - był siny i niedotleniony. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się skończyć prawo.
Wyjęła niewielką pomarańczę. Kupiła ją dwa dni temu i ukryła pod materacem razem z innymi rzeczami. Przez te dwie noce leżała w łóżku nieruchomo niczym w trumnie. Owoc pachniał słońcem, ciepłym morzem i szczęściem - aż pragnęło się go zjeść.
Przeraziła się, że pani Zosia ją przejrzała i teraz chce jej - jak żartowali wychowawcy - patriotycznie przywalić. Po takim uderzeniu twarz przypominała polską flagę: jeden policzek biały, drugi płonący jak rozgrzana do czerwoności blacha.
Nie ja urządziłem tak świat, że piekło jednego jest rajem drugiego.
Coraz lepiej poznajemy Wszechświat, odległe planety..... Z drugiej strony badamy najmniejsze elementy materii, jakieś kwarki... A nie znamy własnej głowy i tego, co się lęgnie w ciemnych zakamarkach naszego mózgu
"Tego szlamu, który zalega wszędzie na ulicach i wypełnia wszystkie domy aż po dachy... A przede wszystkim serca i dusze. I nie usunie go z nich żadna spowiedź ani modlitwa, ani więzienie."
© 2007 - 2024 nakanapie.pl