Cytaty Katarzyna Kuśmierczyk

Dodaj cytat
Tak, Reszel był zdecydowanie niedocenianą perełką, z magiczną atmosferą wychynającą z tajemniczych zaułków miasta.
Wiedziała też, że coraz częściej słychać głosy, co ludzie winnego suszy szukają, a i gadaniem z Paruchową biedy sobie napytała.
Nie odwróciła głowy, nie czuła żalu ni trwogi. Wiedziała, że przyjść musi nieuniknione. Szła przed siebie, a goniło ją pohukiwanie puszczyka, niczym demoniczny śmiech strzygi.
Dawno nie czuła się tak źle, nie wiedziała czy to efekt ostatnich problemów z kręgosłupem szyjnym, czy jakaś odmiana migreny, która czasem miewała.
Od paru dni woda, zawsze krystaliczna, chłodna i świeża, nie smakowała zbyt dobrze. Była mętna, miała ziemny, metaliczny posmak, a na dnie wiadra było coraz więcej piachu.
Barbara nie zmrużyła oczu tej nocy. Do późna klęczała przed obrazkiem, podarowanym jej przez proboszcza, a kiedy w końcu, cała zdrętwiała, podniosła się z kolan, ogarnęła ją słabość wielka.
Mimo upału smagającego jej bose nogi, przedramiona i twarz, dziewczyna miała koszulę zawiązaną pod szyją, sznurowany gorset, zapaskę owiniętą wokół spódnicy i chustę szczelnie okrywającą włosy. Nie bardzo wierzyła, że ten strój pohamuje zapędy wikarego, ale przynajmniej musiała spróbować.
Całkowicie zniknął jej strach i niepewność. Czuła, widziała i słyszała wszystko, nawet to, że już niedługo po nią przyjdą. Ale przestała się bać, wiedziała, co będzie dalej, a z kolejnych dni potrafiła czytać jak z otwartej książki.
Wiedziała, że słowa, które wówczas popłynęły z jej ust, nie były jej. Ona posłużyła jedynie jako przekaźnik.
Według autorów księgi są trzy rodzaje czarownic: takie, które ludziom tylko szkodzą, takie, które na mocy dziwnego porozumienia z Szatanem wyłącznie pomagają ludziom, i takie, które mogą szkodzić i pomagać.
Była inna niż reszta, więcej czuła, wiedziała i widziała, ale nikogo nie ukrzywdziła. Zawsze starała się pomagać ludziom, a zło, które czasem czuła w sobie, próbowała wymodlić.
Michalina czuła, jak robi jej się gorąco. Ona też wpatrywała się w namalowaną postać i nie mogła oderwać od niej oczu. Miała wrażenie, że w jakiś zupełnie paradoksalny sposób stanowią jedność. Tak jakby kobieta na obrazku siedziała w jej głowie.
Nadal nie chciała się do tego przyznać, ale z każdą chwilą coraz mniej żałowała, że tutaj wylądowała. Było w tym miasteczku coś magicznego, coś, co przyciągało ją jak magnes.
Grube, zimne zamkowe mury niosły przyjemną ochłodę od temperatur panujących na zewnątrz, ale na dłuższą metę w pomieszczeniu było naprawdę zimno, co najwyżej kilkanaście stopni.
Pomimo że kochała życie w wielkim mieście, męczył ją hałas, ciągły harmider splatających się ludzkich głosów, brak prywatności i emocjonalna samotność. Brakowało jej śpiewu ptaków, szumu rzeki i otwartych suwalskich przestrzeni, a także zwykłej ludzkiej życzliwości i szacunku dla drugiego człowieka.
Pierwsze tygodnie były jak z bajki. Bliskość kin, teatrów, muzeów, a nawet akademik, gdzie nie trzeba było palić w piecu i zawsze leciała gorąca woda z kranu, było dla Michaliny spełnieniem dziecięcych marzeń.
Wybrała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim nie tylko dlatego, że kochała historię, ale też dostrzegając szansę na wyrwanie się z tego znienawidzonego zaścianka.
Michalina siedziała w nagrzanym autobusie i rozmyślała o niesprawiedliwości, jaka ją spotkała. Do tego jeszcze ten niemiłosierny upał, dawno nie było tak gorącego lata.
W pierwszej chwili Barbara zdrętwiała. Patrzyła w jego pełne pożądania oczy, wyszczerzone, spróchniałe zęby i ślinę wyciekającą z kącików ust i wiedziała, że jej nie odpuści. Błyskawicznie podjęła decyzję, nie pozwoli żeby to bydlę zabrało jej wianek, prędzej żywot straci, niż pozwoli mu się tknąć.
W porównaniu z nią Michalina wyglądała nie tylko jak uboga krewna, ale jak ostatni kocmołuch.
Dlaczego zawsze mi się to przytrafia? Uciekłam od tego cholernego zadupia tylko po to, żeby trafić do kolejnej czarnej d... dziury.
Dopiero w czasie jazdy uzmysłowiłam sobie, jak wielkie zmiany zaszły w moim życiu. Jeszcze pół roku wcześniej mieszkałam we Wrocławiu.
Lucyna wyglądała na zadowoloną i od razu ewakuowała się na górę. Kiedy przechodziła obok Feliksa i wyciągnęła rękę, żeby go pogłaskać, ten prychnął i nastroszył ogon. Hm, jeżeli mój kot jej nie lubi, to ja też będę miała z tym problem, myślałam odprowadzając ją wzrokiem.
Nie żądała, nie wymuszała niczego dąsami i krzykiem, tylko ze słodką minką trzepotała rzęsami i ładnie prosiła spieszonym, gardłowym głosem. A mój rozsądny i teoretycznie odporny na głupotę brat, patrzył na tę pretensjonalną istotę maślanymi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że tego nie widzi i daje się tak manipulować.
Stałyśmy naprzeciw siebie, ściskając swoje dłonie i lustrowałyśmy się od stóp do głów. Nie wiem, co zobaczyła ona, ale ja byłam rozczarowana. Nie tak sobie wyobrażałam moją potencjalną bratową.
Już od progu uwagę przykuwał jej denerwujący śmiech wypełniający całe domostwo, a właściwie powinnam powiedzieć, że był to nerwowy chichot. Ale nie ocenia się książki po okładce, a niewiasty po śmiechu, choćby nawet mocno kłuł w uszy.
podlaski przysmak - Marcinek, składający się z piętnastu warstw ciasta przełożonych śmietanowo -cytrynowym kremem. Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś upiekł piętnaście placków, żeby zrobić jedno ciasto, to była dla mnie niepojęta abstrakcja.
Odkąd wyrobiłam sobie chody u tutejszej sklepowej - pani Zosi, miałam nieograniczony dostęp do świeżych lokalnych produktów, jeszcze świeższych plotek, no i wejście do ekogospodarstwa, w którym można było kupić fantastyczne regionalne dania.
Zwykle na dźwięk budzika reagują schowaniem głowy pod kołdrę, ale nie dzisiaj. Dzisiaj miał być wyjątkowy dzień.
To magiczne miejsce było tylko moje i pachniało pradawną magią. Wiedziałam, że za żadne skarby świata nic mnie stąd nie wyciągnie, z każdym dniem coraz bardziej przesiąkałam Bieluszewem, czując wewnętrzny spokój i harmonię. Coś mówiło mi, że tak już będzie zawsze - i jak zawsze "coś" się pomyliło.
Nie byłam gotowa na kolejną przygodę, ale nikt się mnie o to nie pytał.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl