Cytaty Terry Pratchett

Dodaj cytat
...znalazła drewnianego żołnierza w mundurze, który nie rzucałby się w oczy tylko w nocnym klubie dla kameleonów na twardych prochach.
- Zaraz, chyba nie wstawiłeś kucyka do kuchni, panie? - upewnił się Ciężki wujo Albert, gdy kolejka znów się przesunęła.
NIE BĄDŹ GŁUPI, ALBERCIE. POWIEDZIAŁEM TAK, ŻEBY BYŁO ZABAWNIE.
- To dobrze. Bo przez chwilę myślałem..
KUCYK JEST W SYPIALNI.
- Aha...
TO BARDZIEJ HIGIENICZNIE.
-I jest jeszcze kartka, Ridcully - przypomniał dziekan. -Czytałeś ją, jak przypuszczam. No wiesz, ta kartka, co jest na niej napisane: "Pod żadnym pozorem nie otwierać tych drzwi".
-Pewnie że czytałem - potwierdził Ridcully. - Myślicie, że czemu chcę je otworzyć?
Radość zawsze mnie wprawia w zły nastrój.
[...] szykowanie pigułek i proszków na chwilę - oddaloną jeszcze o wiele godzin - kiedy osiemnaście dań połączy się razem gdzieś poniżej klatki piersiowej i wyprowadzi kontratak.
...zebrali się wokół niego - zawsze gotowi pomóc tym mniej szczęśliwym od siebie w pozostaniu takimi.
Wróżka Radości była niska i dość pulchna, miała na sobie tweedową spódnicę i buty tak praktyczne i rozsądne, że mogłyby same wypełniać zeznania podatkowe.
Brak wdzięku nadrabiał czystym, obłąkańczym wysiłkiem; nogi poruszały się jak u tancerza, który stepuje w górę po ruchomych schodach zjeżdżających w dół.
- A to rebutowanie? Traktujecie go z buta, co?Dajecie porządnego kopniaka?
- Ależ nie, skądże, my... to znaczy... No, właściwie to tak - przyznał Myślak. - Adrian obchodzi go z tyłu i... no... szturcha stopą. Ale w sposób techniczny - zastrzegł.
Kiedy ludzie zbyt długo przebywają stłoczeni podczas mrocznych zimowych dni, zaczynają działać sobie na nerwy. (...) Z drugiej strony jednak magowie potrafili działać sobie na nerwy, stojąc po przeciwnych końcach bardzo wielkiego pola.
Widzicie? Choroba kwestora - stwierdził Ridcully. - Precyzyjny jak kolana pszczoły przy dodawaniu, ale niechlujny jak świńskie ucho przy całej reszcie. Próbowaliście mu podać pigułki z suszonej żaby?
-Lepiej to zbadajmy - rzekł Ridcully. - Nie możemy sobie pozwolić na takie rzeczy. Jacyś tępi antybogowie i różne takie nie wiadomo co, powstające tylko dlatego, że ktoś o nich pomyślał. Przecież w ten sposób wszystko może się zjawić. A jeśli jakiś idiota powie, na przykład, że powinien istnieć bóg niestrawności?
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń...
-Ehm... Chyba ktoś właśnie powiedział, panie nadrektorze - zauważył Myślak.
- Strasznie ich dużo... - szepnął Bilious. - Przynajmniej dwadzieścia milionów, jeśli wziąć pod uwagę rozmiar przeciętnego zęba mlecznego - odparła Susan. Ze zdumieniem odkryła, że wynik ten podała automatycznie, bez zastanowienia. - Skąd możesz to wiedzieć? - Objętość stożka - wyjaśniła. - Pi razy kwadrat promienia razy wysokość podzielić na trzy. Pani Butts nie podejrzewała nawet, mogę się założyć, że ta informacja przyda mi sie w takim miejscu.
- Co się dzieje? - zdziwił się Ridcully. Inni magowie tłoczyli się za jego plecami.
- Wiem, że brzmi to niemądrze, panie nadrektorze, ale podejrzewamy, że mógł się czymś zarazić od kwestora.
- Świrem, znaczy?
- To przecież śmieszne, mój chłopcze! - zaprotestował dziekan. - Idiotyzm nie jest chorobą zakaźną.
Magowie pomyśleli przez chwilę. A potem wszyscy usłyszeli cichy, dźwięczny głos dziejącej się magii. Nadrektor dramatycznym gestem wskazał sufit.
- Na górę, do prali! - zawołał.
- Pralnia jest na dole, Ridcully - zauważył dziekan.
- Na dół, do pralni!
Suzan została guwernantką. [...] Przyrzekła sobie, że jeśli kiedykolwiek zacznie tańczyć po dachach z kominiarzami, zatłucze się na śmierć własną parasolką.
Od czasu do czasu jednak Śmierć sprawdzał, czy rzeczy funkcjonują jak należy - a raczej, by wyrazić się bardziej precyzyjnie, czy przestają funkcjonować.
CHŁOP MA GARŚĆ FASOLI, A KRÓL MA TYLE, ŻE NAWET NIE ZAUWAŻY TEGO, CO ODDA. CZY TO SPRAWIEDLIWE?
- No tak, ale gdyby wszystko oddać chłopu, to za rok czy dwa będzie tak samo zarozumiały jak król... - zaczął Albert, cyniczny obserwator ludzkiej natury.
A TERAZ... DALEJ I WYŻEJ! - Kierujemy się w dół, panie. - DALEJ I NIŻEJ< W TAKIM RAZIE.
A jednym z objawów u tych, którzy wpadają w obłęd, było chroniczne zarażenie kotami.
- Muszę się dowiedzieć, czemu mój dziadek... dziwnie się zachowuje [...]
- Mój dziadek to... Śmierć.
- Przykro mi to słyszeć.
- Chodzi o to, że on jest Śmiercią.
-Słucham?
- Śmierć. No wiesz... Śmierć.
-Znaczy, czarna szata...
- Kosa, biały koń, kości... Tak. Śmierć.
- Chciałem tylko się upewnić, że dobrze rozumiem - oświadczył o, bóg uspokajającym tonem. - Uważasz, że twój dziadek jest Śmiercią i twierdzisz, że to on się dziwnie zachowuje?
Gdzie tylko ludzie są tępi i niemądrzy... Gdzie mają nawet według najłagodniejszych norm, okres koncentracji uwagi kurczaka podczas huraganu i zdolności badawcze jednonogiego karaluch... I gdzie tylko są bezmyślnie łatwowierni, żałośnie przywiązani do wiedzy wyniesionej z pokoju dziecinnego, i ogólnie takie pojęcie o rzeczywistym, fizycznym wszechświecie co ostryga o wspinaczkach górskich... Tak, Twylo. Tam Wiedźmikołaj istnieje.
Ja. Wyznawca Filozofii Naturalnej. Potrafię obliczyć w pamięci pierwiastek kwadratowy z dwudziestu siedem koma cztery.* Musiał przyznać, że odpowiedź brzmiałaby "pięć z kawałkiem", ale przynajmniej mógł jakąś podać.
Hm... Oczywiście, mój wujek zaklinał sos wow-wow.
- Zaklinał się na sos wow-wow, zapewne? - zapytał wykładowca run współczesnych.
- Może jedno i drugie. Wiem, że kiedyś wypił go całą butelkę jako lek na kaca, i rzeczywiście chyba go to wyleczyło. Wyglądał bardzo spokojnie, kiedy składaliśmy go do grobu.
Myślak Stibbons przecisnął się przez tłum magów. Wiedział, jak zachowują się jego starsi koledzy, kiedy próbują udzielić pomocy. Byli jak szklanka wody dla tonącego.
Brzoskwinia nie należał do osób, którym zadaje się pytania - z wyjątkiem tych brzmiących mniej więcej: "Je-je-je-jeśli oddam ci wszystkie pieniądze, to czy możesz nie łamać mi drugiej nogi, bardzo dziękuję?
JAK NAZYWASZ TO WRAŻENIE CIEPŁA, KTÓRE CZUJESZ W ŚRODKU?
- Zgaga - burknął Albert.
CZYŻBYM WYCZUWAŁ NUTĘ NIEŚWIĄTECZNEGO ZRZĘDZENIA? - zapytał Śmierć. OJ, NIE BĘDZIE DLA CIEBIE CUKROWEJ ŚWINKI, ALBERCIE.
Istota z kształtu była gnomem, ale z zawodu wróżką. Wróżki to niekoniecznie małe roziskrzone stworzonka. Wróżka to stanowisko zawodowe, a te najbardziej pospolite nie są nawet widzialne*.
* Na przykład Wróżka Kluczy Mocujących do Wiertarek Elektrycznych.
Śmierć Szczurów rozejrzał się z zaciekawieniem. Z samej natury rzeczy, jego bardzo ważna praca zwykle prowadziła go na śmietniki, do ciemnych piwnic, we wnętrza kotów i we wszystkie te wilgotne dziury, gdzie myszy i szczury dowiadywały się wreszcie, czy istnieje Ser Obiecany.
Ludzie lubili też tańczące świnki. I baranki w kapeluszach. O ile Śmierć wiedział, jedynym powodem dowolnych ludzkich kontaktów ze świniami i owcami był fakt, że stanowiły preludium do kotletów i kiełbas. Dlaczego więc na tapetach w dziecinnych pokojach nosiły ubrania, pozostawało dla niego tajemnicą. Patrzcie, kochane dzieci, to ich właśnie będziecie jeść...
© 2007 - 2025 nakanapie.pl