Kolega z pracy kiedyś narzekał, że jak żenił się ze swoją panią, była pulchna i miętka gdzie trzeba. Miał co pomigdalić i do czego się przytulić. A potem żonie odbiła szajba, ktoś jej nakładł do łba jakichś bzdur i zaczęła się odchudzać. Co z tego że zrzuciła dziesięć kilo, jak teraz nawet nie wie jak do swojej ślubnej przystąpić, żeby się o wystające kości nie poobijać.