Tak sobie was poczytuję, i się zastanawiam, gdzie się podziała frajda z opisywania książek? Gdzie zagubiło się prowadzenie bloga dlatego, że ktoś chce się dzielić wrażeniami z przeczytanej książki? Dlaczego obecnie prowadzenie bloga ogranicza się do "jak.gdzie napisać, żeby wysępić książkę od kolejnego wydawnictwa?".
Przecież logicznym powinno być, że jeśli ktoś mianuje się recenzentem, to w momencie zgłoszenia się do danego wydawnictwa zostanie doceniony! (Choćby za to, że SAM znalazł na stronie danej oficyny mail do osoby odpowiedzialnej za współpracę a nie prosił o niego bardziej kreatywnych)
Czy jest to aż tak strasznie trudne?
Prowadzę bloga od ponad roku, nie mam parcia na szkło, robię to, bo lubię.Na blogu nie zarabiam (nawet pośrednio poprzez sprzedaż książek), mam swój kąt, z godnością przyjmuję krytykę ( co prawda krytyka owa odbywa się za pośrednictwem mailowym czy facobookowym), nie zlinczowałam pewnej panny, co mi moją recenzję przeredagowała i podpisała jako swoją, nie robię nagonki, choć śmieszą mnie blogi chwalące się milionami współprac, a wyróżniające się jedynie wątpliwą wartością.
Ciekawi mnie jedno: jak wiele z was zaprzestałoby swojej "twórczości" w sytuacji, w której wydawnictwa zarzuciłyby praktykę wysyłania egzemplarzy recenzenckich?
Piszecie, że macie inne źródła, z których pozyskujecie nowe książki, a mimo to tematem przewodnim jest "jak nawiązać współpracę", "gdzie napisać", "mój blog ma miesiąc, które wydawnictwo mnie zatrudni". Ten temat zamiast być źródłem inspiracji stał się vademecum dla "ręcęzętek" łasych na darmowe książki.
A co do Fenrirowego podejścia do opinii, co recenzjami chcą się zwać - popieram w całej linii. Prawdziwa recenzja rządzi się swoimi prawami. Chcecie przeczytać PRAWDZIWĄ recenzję, napisaną przez kogoś, kto na temacie się zna, a jednak jest normalnym człowiekiem? Zobaczcie tutaj:
http://rybieudka.blogspot.com/2012/05/burza-ucieczka-z-warszawy-40-maciej.htmlPorównajcie poziom swój z poziomem Macieja, i dopiero wtedy obruszajcie się za to, że ktoś wasze dziełka nazwie opiniami a nie recenzjami.
I, aby ktoś nie myślał, że stawiam po stronie recenzujących profesjonalnie: tak nie jest.
Piszę po swojemu, pewne portale to doceniają a pewne Fenriry (^^) zwracają uwagę na niedociągnięcia.
I jedni, i drudzy sprawiają, że wyciągam wnioski, doskonalę się i nadal uparcie piszę, bo to lubię, kocham, bezinteresownie i do końca życia.
Trochę samokrytyki dziewczęta. i więcej pasji odnośnie literatury, a mniej parcia na "egzemplarze". Bo to nie o to chodzi. Tu ma być frajda, przyjemność i miłość, a nie interesowność!