Honorato, ale jak widać i niektórym wydawnictwom zależy jedynie na napisaniu czegokolwiek o danej książce. Nieważne, że jest to prawie to samo, co na okładce, często napisane nie po polsku, a "po polskiemu". Nie jest to uwaga ad personam, piszę ogólnie o moich spostrzeżeniach, w końcu wiele blogów już odwiedziłam (niektóre, niestety, tylko raz). Taki lajf jak widać. Są oczywiście wydawnictwa, dla których jakość recenzji jest na pierwszym miejscu i to mnie cieszy. I żeby nie było - wcale nie uważam, że sama piszę wybitnie. ;)
Edycja: Tak sobie pomyślałam, że to właśnie też "wina" wydawnictw, bo gdyby ludzie pracujący tam nie przyjmowali osób tworzących słabe lub bardzo słabe recenzje, tamte musiałyby włożyć więcej wysiłku w wyrobienie lepszego stylu, no ale skoro niektórym wydawnictwom to nie przeszkadza...
Jeszcze innym problemem jest nieczytanie recenzowanych książek. Jakiś czas temu czytałam jedną książkę, a potem jej recenzję na dość popularnym blogu, który ma współprac od groma i co? Sorry, ale albo ja czytałam ZUPEŁNIE INNĄ książkę, albo ktoś nie przeczytał publikacji przed napisaniem recenzji. A skoro zgadzają się takie rzeczy jak: okładka, wydawnictwo, rok wydania, autor, to odpowiedź nasuwa się jedna.... Widać, że chodzi tam o ilość, bo przerób jest niezły. Kilkadziesiąt współprac, jedna bądź dwie recenzje dziennie. Dobra, kończę, bo znów wyjdzie, że piszę coś nie na temat. :]