Opinia na temat książki 1945. wojna i pokój

@bea-ta @bea-ta · 2019-12-16 17:02:09
Przeczytane przeczytane 2016 Biblioteka domowa
 Wojna żyje długo. Zwłaszcza w tych, którzy przeszli przez niewyobrażalny dla innych koszmar. Żyje w gruzach zbombardowanych miast i spalonych wsi. Płoną Bieszczady. A poza tym, mimo, że ślady wojny są wszechobecne, to idzie ku lepszemu. Odgruzowywanie, odbudowywanie, odnajdywanie zaginionych… Szczęśliwość pokoju. Taki obraz końca wojny i kilku powojennych lat nosimy w sobie. My, którzy mieliśmy szczęście urodzić się później. My, którzy nie musieliśmy w tamtych miesiącach dokonywać codziennych wyborów. My, którzy możemy spać spokojnie. I dopiero takie książki, jak ta, uświadamiają wielu z nas, ile zła musieli jeszcze przeżyć ci, którym udało się przeżyć wojnę. Zła wyrządzonego przez politykę i zła wyrządzonego przez konkretnego człowieka. I zła, które człowiek, ulegając rozmaitym pokusom, wyrządził sam sobie…

„1945. Wojna i pokój” pozwala spojrzeć nam na tamten czas pamięcią, emocjami i wspomnieniami tych, którzy go przeżyli na ziemiach należących do nowego państwa polskiego. A byli tu dawni i nowi mieszkańcy, więźniowie powracający z obozów, maruderzy, armie pilnujące nowego porządku, ludzie nowej władzy i jej przeciwnicy.
Książka napisana jest z rozmachem. Czyta się ją, jak pasjonującą powieść. Wielu bohaterów. Wiele wstrząsających historii. Ciekawa konstrukcja i sprawdzony pomysł z ogłoszeniami prasowymi, z których niektóre poruszają, inne informują o problemach tamtych dni, w całości dając czytelnikowi obraz tego, czym żyli ci, którzy musieli zacząć budować normalność od nowa.

Książkę zaczęłam czytać z niezwykłym zapałem. Pierwsze rozdziały pobudziły jeszcze ten zapał, a styl i sposób prowadzenia opowieści przez autorkę sprawiły, że nie mogłam oderwać się od lektury. Jednak w miarę zbliżania się do końca zaczęła pojawiać się irytacja, a nawet zniechęcenie. Jakiś dysonans, zdziwienie: bo przecież to, o czym mówi autorka, dzieje się na ziemiach polskich. I my, Polacy, też byliśmy ofiarami tamtych czasów. Gdzie tu równowaga? Cierpią Niemcy, Żydzi, Ślązacy, Ukraińcy… A Polacy szabrują. Zajmują mienie poniemieckie i zabierają stamtąd „pamiątki”. Bestwią się nad pokonanymi. Wyzwalają się w nich najgorsze instynkty… Było tak? Było. Tylko szkoda, że autorka, dla zachowania równowagi, nie dotarła do wspomnień z tamtych dni polskich przesiedleńców zza Buga, szkoda, że nie spotkała się z tymi, co pamiętają kilkutygodniową tułaczkę, podczas której chorowali i umierali… Szkoda, że nie ma wspomnień Polaka lub Polki, którym spalono wieś z całym dobytkiem i bliskimi, szkoda, że nie ma wspomnień polskich kobiet, które były gwałcone przez czerwonoarmistów…. Bo bez tego, można wysnuć wniosek, że wśród ofiar, najmniej było Polaków... Oczywiście, rozumiem zamysł autorki, by zburzyć powszechne u niektórych mniemanie, o tym, że w wyniku wojny ucierpieli tylko Polacy, że krzywda jest krzywdą niezależnie od tego kto i komu ją wyrządza, ale… Moim zdaniem, taki dobór poszkodowanych może rodzić zupełnie inne przekonanie i zmieniać świadomość historyczną. Odczuwam tu wyraźny brak proporcji…. I to jest, w mojej ocenie, główny minus tej pozycji.

Również minusem, w mojej ocenie, była chyba chęć uchwycenia przez autorkę wielu aspektów ze zbyt wielu stron, co spowodowało z jednej strony efekt niedosytu, a z drugiej wrażenia nierówności opowieści. Dodatkowo nastrój i poziom opowieści burzyły niczemu niesłużące wstawki autorki (podpity zaczepiacz w jednej z miejscowości, informacja o grze w badmintona męża i córki autorki….)

To kolejna książka poruszająca temat ostatnich miesięcy wojny i pierwszych pokoju, krzywd, które zadał człowiek człowiekowi tylko dlatego, że jeden został nazwany wrogiem drugiego, że panowie politycy bawią się w bogów, że są czasy, gdy łatwo zatracić człowieczeństwo. I pewnie dlatego, że kolejna, nie wywołała już u mnie takich emocji… Niedawno przeczytane przeze mnie „Obce miasto. Wrocław 1945 i potem” wydaje mi się pod wieloma względami lepsze: i poznawczo, i emocjonalnie, i pod względem zachowania równowagi.

Ech, Pani Magdaleno, nawet Pani nie wie, jak bardzo, po moich uwagach do Beksińskich, pragnęłam zostać fanką „1945”. Nie udało się. Szkoda. 
Ocena:
Data przeczytania: 2016-09-17
× 9 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
1945. wojna i pokój
2 wydania
1945. wojna i pokój
Magdalena Grzebałkowska
7.2/10

Najnowsza książka Magdaleny Grzebałkowskiej – autorki bestsellerowych Beksińskich. Portretu podwójnego – to reporterska opowieść o najbardziej dramatycznym roku XX stulecia. Autorka wkracza na ziemie ...

Komentarze

Pozostałe opinie

Wojna, wojna i po wojnie. Rok 1945, nastał pokój, będzie lepiej. Jeszcze długo nie było. Literatury wojennej naczytałam się niemało, ekspertem nie jestem, ale nie uważam siebie w tym temacie za ignor...

EK
@EwaK.

Rok 1945, to był dziwny rok. Niby już po wojnie, ale jeszcze nie do końca pokój. Niby wyzwolenie, niby wolna Polska, a wszędzie pełno Niemców i Ruskich i nietrudno stracić życie, czy to przez głód, m...

Czas o którym nic nie wiemy, a który był chyba gorszy od wojny. Byłam wstrząśnięta lekturą. Historie przekazują osoby, które przeżyły i robi to ogromne wrażenie. Najbardziej przerażający rozdział to d...

BU
@BunnyBook

Nie lubię tematyki wojennej w książkach, choć zdaję sobie sprawę z tego, że w Polsce trudno od niej uciec. Dlatego tak długo zbierałam się do lektury reportażu Magdaleny Grzebałkowskiej. W mojej pam...

@zooba@zooba
© 2007 - 2024 nakanapie.pl