Dzisiaj pragnę wam przedstawić recenzję kolejnej książki Moniki Ligii.
Jan zostaje zwolniony z pracy. Gdy pewien młody naukowiec proponuje mu wypuszczenie pewnego specyfiku do rozdzielni wodociągów ten się zgadza. Ciecz okazuje się trująca i zbiera swoje żniwo na całym świecie. Jedni umierają, jedni posilają się tylko krwią, a chorzy na białaczkę nagle się uleczają. Do ostatniej grupy należy Ewa, która myśli, że została sama. Jednak, gdy w pewnym mieszkaniu słyszy stukot w grzejnik dochodzi do niej, że jest ktoś jeszcze. Jak to się wszystko potoczy?
Autorka miała świetny pomysł i książka stałaby się jedną z moich ulubionych, gdyby nie główna bohaterka. Zdecydowanie jej nie polubiłam. Denerwowały mnie jej odzywki, myśli, niektóre zachowania. Nie chciałabym mieć takiej osoby w swoim otoczeniu. W sumie to żadnego bohatera nie polubiłam.
Dużą robotę zrobił sam klimat apokalipsy. Nigdy chyba o czymś takim nie czytałam, więc tutaj jest za to gigantyczny plus. Na początku ściany tekstu trochę mnie przerażały, ale potem było lepiej. Fajnie, że w miarę rozwoju akcji pojawiały się kolejne osoby. Książkę czyta się błyskawicznie, więc jeśli ktoś lubi takie tematy to polecam!