Trzeci tom cyklu Ransoma Riggsa porzuca tłumy bohaterów poprzednich dwóch części (zostali dogodnie porwani i nie biorą udziału w akcji) i pozostawia jedynie dwójkę, Jacoba i Emmę, samotnie toczących walkę z coraz bardziej ich otaczająca rzeczywistością. Czy raczej niby-rzeczywistością, bo nasi bohaterowie błąkają się głównie po mało atrakcyjnej i mocno śmierdzącej pętli czasowej, zamieszkanej w więszości przez przestępców, narkomanów i żebraków. Zyskują nowe moce (Jacob) i nowych sprzymierzeńców (kolejny brat porwanej w pierwszym tomie i ciągle zaginionej pani Peregrine), uciekają przed upiornie nieskutecznymi upiorami wyposażonymi w broń maszynową i szczerze pisząc coraz bardziej nużą czytelnika wymyślanymi na siłę przez autora kolejnymi problemami, mało sensownymi pomysłami i ogólną naiwnością (rzućmy się na żołnierzy z karabinami maszynowymi i na pewno nam się uda). Bezsensowność dwóch trzecich tej książki najłatwiej widać w tym, że po ponad 350 stronach akcji bohaterowie lądują w dokładnie tym położeniu, którego przez większość książki starali się uniknąć. Gdyby na początku książki poddali się byliby dokładnie tam, gdzie przez 350 stron usiłowali się dostać. Nie wiem skąd R. Riggs wziął taki irytujący pomysł na konstruowanie fabuł swoich książek, ale z pewnością nie świadczy to najlepiej o jego kreatywności. Równocześnie eliminacja z fabuły większości bohaterów w przykry sposób pokazuje, że tak naprawdę nie byli oni w niej do niczego potrzebni i autor nie miał zielonego pojęcia co z nimi począć. Rozwiązania typu deus-ex-machina, jak choćby to, że "przypadkiem" dzieciaki trafiają na jedynego człowieka, który może im pomóc dostać się do pętli z czasowej z ich uwięzionymi kumplami, irytują swoją nachalnością i brakiem sensu. Gdyby była to książka dla dzieciaków, nie miałbym pretensji, ale tak raczej nie jest, przynajmniej sądząc po narkotykach, niewolnictwie, rozlicznych trupach, torturach, nielegalnych walkach na śmierć i życie itd. Szczęśliwie wątek miłosny prawie zanikł i powieści bliżej jest właściwie do makabrycznego horroru o nielegalnych eksperymentach medycznych niż do fantasy.
Trudno nie zauważyć, że cała historia cudownych dzieci (osobliwców) nie za bardzo trzyma się kupy a dodawanie do niej nowych elementów (jak tytułowa Biblioteka Dusz) i nowych technologii (portale przenikające już nie tylko czas ale i przestrzeń) psuje powstałe w pierwszym tomie wrażenie obcowania z czymś niezwykłym i tajemniczym. Wszystkie istotne elementy fabuły poprzednich tomów okazują się tak naprawdę pozbawione znaczenia. Gdzie jest miejsce na jakąkolwiek niezwykłość, kiedy przez karty kolejnych tomów cyklu przewalają się tłumy osobliwców, trafiamy do ich obleśnej koloni karnej a nawet okazuje się, że jest ich tak wielu, że można z nich (sic!) produkować prochy. Pętle czasowe miały być czymś wyjątkowym, a tymczasem są ich dziesiątki rozsianych po całym świecie. Podróże i powroty w czasie miały być niemożliwe, ale w dziwny i niewyjaśniony sposób nasze bohaterskie dzieci trafiają gdziekolwiek tylko chcą. Niestety Ransom Riggs nie grzeszy konsekwencją i dbałością o spójność fabuły.
Elementy graficzne i ich rola w trzecim tomie cyklu pozostały bez zmian - ponownie jednak liczne fotografie (bardzo podobała mi się ta z okładki) wydają się pełnić nieproporcjonalnie istotną rolę w powieści i zmuszają autora do wymyślania nieistotnych wątków, w których zostaną one wykorzystane i opisane (w opinii o poprzednim tomie opisywałem przykład dokładnie opisanego zdjęcia dwunożnej pseudożyrafy i trafnie przewidziałem, że w trzecim tomie okaże się, że cała jej rola w cyklu sprowadziła się do szybkiego zgonu). Owszem, stare fotografie pomagają budować atmosferę książki, ale tak naprawdę ich ogromna ilość powodowała, ze przestawałem na nie zwracać uwagę i równie dobrze wystarczyłoby kilka interesujących ilustracji.
Książka, tak jak poprzednie, została elegancko wydana w twardych okładkach, ale mój egzemplarz okazał się wadliwy i miał strony 260-270 wydrukowane na pomiętym i pozaginanym papierze. Oddałem go do reklamacji, chociaż z całego cyklu tak naprawdę warto kupić jedynie część pierwszą.
PS. Dziś, po namyśle, dodałem jedną gwiazdkę za ostatni rozdział, w którym, w zupełnie nieamerykańskim stylu, dzieciaki pogoniły kota rodzicom.