Zgadzam się z opinią kmp z 18 III: „ Przede wszystkim to nie jest książka dla każdego. Stwierdzę, że chyba dla wąskiego grona. Nazwałbym książkę ucztą intelektualno-literacko-filozoficzną. Dla nielicznych.”
Bardzo trafne. Tylko czy ten nieliczny to ja? Czasem tak, czasem niestety nie. Nie jestem polonistą, filozofem, a moja wiedza ogólna ma, jak się okazało, zbyt potężne luki do tego, by przeczytać książkę z marszu, podążać płynnie za elokwencją autorki i w pełni rozkoszować się „ Czułym narratorem ”.
Lektura obszernych fragmentów sprawiała mi wielką frajdę. Ach, zobaczyć co siedzi w głowie naszej noblistki, co jej w duszy gra, poznać jej postrzeganie świata, zajrzeć za kulisy twórczości, spotkać się z czułym narratorem. Sama przyjemność! To mniej więcej jedna trzecia tekstu.
Druga część tematów wymagała ode mnie nie lada pracy, ale ambitnie podążyłam ku temu wyzwaniu. To było poznanie świata Olgi Tokarczuk, w których odnosi się do innych dzieł i autorów. Co ją przejmuje, ukształtowało, zastanawia, zachwyca. Wybiera się w podróż po dziełach Arystotelesa, Platona, Verne, Dicka, Nabokova, Miłosza, Llosy, Prusa i wielu innych. Pisze o rycinie opublikowanej przez Flammariona ( wow! dzieło i komentarz autorki - bezcenne!), o dziełach Giuseppe Arcimbolda, o obrazach Małgorzaty Laszczak wiszących w jej własnej kuchni i dziesiątkach innych, więc je wszystkie wyszperałam, żeby wiedzieć, o czym pisze. Odwołuje się do „Sklepów cynamonowych” - przerwałam więc lekturę „Czułego narratora” i wzięłam się za Bruno Schulza, odnosi się do filmów braci Quay - proszę bardzo, odszukałam je w necie i pooglądałam. I tak dalej… Czułam się jak odkrywca pod mądrym przewodnictwem. Za to lektura książki trwała miesiąc.
Fragmenty i rozdziały, przez które trudno mi było przebrnąć lub ich lektura mnie nie usatysfakcjonowała, dotyczą przede wszystkim procesu powstawania dwóch książek, których nie czytałam. Gdy autorka wyjaśniała coś na podstawie „ Lalki ” Prusa wszystko wydawało się proste i fascynujące. Ba! I odkrywcze. Gdy odnosiła się do „ Ksiąg Jakubowych ”, czy „ Prowadź swój pług przez kości umarłych ” już tak cudownie nie było. Pewnie gdybym je wcześniej przeczytała, odbiór byłby łatwiejszy. Przemęczyłam te rozdziały, choć wiem, że powinnam do nich koniecznie wrócić, jak nadrobię tokarczukowskie zaległości. Nadszedł mój czas na „ Księgi Jakubowe ”, tylko muszę trochę odczekać, bo jestem na razie umęczona.
Dla mnie „ Czuły narrator ” to pozycja trudna i wymagająca. Nie dało się jej pochłonąć jednym tchem i ze względu na treść, i na język, który wcale przystępny nie był, trzeba się było mocno skupić. A nagromadzenie nieznanych mi pojęć powodowało zawrót główy. Te wszystkie: momenty kairotyczne, dezynwoltury, fantazmaty, idiosynkrazje, persekucje, adolescencyjne, solipsystyczne niepokoje, predylekcje, transgresje i temu podobne setki mądrych słów pokonały mnie. Starałam się nad nimi wszystkimi rzetelnie pochylić i je czule oswoić, czytać wszystko ze zrozumieniem, dostrzec w tym piękno, ale nie było to proste i przyjemne zadanie. Tym bardziej, że jak mnie ongiś przestrzegano, jedno z kryteriów piękna polega na zachowaniu umiaru.
Cieszę się, że przeczytałam „ Czułego narratora ”, choć dla mnie nie była to literacka uczta, a ambitne i satysfakcjonujące wyzwanie od rodzimej noblistki, które rozwinęło moje horyzonty. Momentami ponad miarę.