„Dżentelmen w Moskwie” to cudowna książka. I równie dobrze, na tym mogłabym skończyć swoją opinię, jednak postaram się wymienić elementy, które się na te cudowność składają.
Jest to historia hrabiego Aleksandra Iljicza Rostowa, który w 1922 roku zostaje skazany na dożywotni areszt domowy w hotelu Metropol z powodu wiersza. Od tej pory towarzyszymy hrabiemu, tytułowemu dżentelmenowi, aż do lat pięćdziesiątych. Główny bohater jest osobą, której nie da się nie lubić. Niezwykle barwny, odnajdujący się w każdym towarzystwie i z każdym potrafiący nawiązać ciekawą konwersację.
Będąc przy rozmowie należy wspomnieć o języku, jakim powieść została napisana. Subtelny, idealnie wpisujący się w klimat. Dowcip wyważony, nienachalny. Rozmowy czy rozmyślania hrabiego często kończą się uniwersalna puentą, którą warto przemyśleć i zapamiętać. Narrator wielokrotnie zwraca się do czytelnika, czasem pośrednio, czasem bezpośrednio, co według mnie ma duży wpływa na wyjątkowy klimat tej książki.
I na samym końcu, to co mnie najbardziej urzekło to obraz Rosji. Fantastyczne ukazanie końca jednej epoki i początek, rozwój drugiej, całkowicie innej. Do tego elegancki hotel, który jak najdłużej chce zachować świetność i blask elit lat 20. Ukazanie człowieka carskiej Rosji, którym był hrabia, zderzonego z nową, komunistyczną rzeczywistością. Można powiedzieć, że Rosja jest tutaj osobnym bohaterem. Widzimy jak miasto żyje, zmienia się, mimo, że nie opuszczamy murów hotelu.
I oczywiście okładka, która mówi sama za siebie.
Podsumowując jest to książka ucząca nas, że w życiu należy być przyzwoitym człowiekiem, bo tylko to gwarantuje nam, że w potrzebie inni wyciągną do nas pomocną dłoń.