Książka była dopełnieniem moich dwóch poprzednich lektur i literackiej wycieczki do kraju faraonów. Egipt starożytny („Egipcjanin Sinuhe”) oraz z połowy ubiegłego wieku „Hamida z Zaułka Midakk". Do kompletu zamarzyło mi się jeszcze coś współczesnego. Najlepiej reportaż. Nie miałam dobrych przeczuć związanych z książką, bo autor to przecież Polak. Nawet jeśli od kilku lat na stałe mieszka w Egipcie, nie może tak czuć kraju, jak np. noblista Nadżib Mahfuz (ten od Hamidy). A jednak!
Autor to urodzony w Polsce Egipcjanin z wyboru, przy okazji polski muzułmanin, zafascynowany Egiptem i to się czuje. Rozebrał swoją nową ojczyznę na czynniki pierwsze i pokazał nieprzyjazną, a często przerażającą, szczególnie dla Europejczyka, egipską rzeczywistość.
Rozmawiający z nim profesor zachęcał:
- Pisz o nas, krytykuj, wyciągaj brudy, kpij z naszych bzdur, ciemnoty, zabobonów, głupoty pustynnej, pisz o tym wszystkim! ...
- Ależ panie profesorze, ja kocham ten świat! Nie mogę bez Arabów żyć!
- I dlatego właśnie krytykuj. Z miłości!
I krytykował. Zacofanie, zakłamanie, fundamentalizm, nieludzkie procedery. Opisał nie tylko fakty i zdarzenia, ale przytoczył rozmowy z nowymi rodakami, którym najczęściej zadawał niewygodne pytania. Poruszał tematy tabu, starał się dociec co im w duszy gra i w głowie siedzi oraz co naprawdę myślą. Co faktycznie (a nie prawnie) jest dla nich halal, a co haram. Okazuje się, że wiele zjawisk wbrew logice to równocześnie i halal, i haram. Ot, taki egipski paradoks. Pokazał kraj, o jakim nam, sporadycznym przybyszom, czy turystom, dostrzegającym co najwyżej inną kulturę, czy mentalność, nawet się nie śniło. Czy jest wiarygodny? W moim odczuciu tak.
O matko! ten ostatni rozdział!!! I fragmenty o procederze obrzezania kobiet! I kilkadziesiąt innych tematów. Przeczytałam, zadziwiłam się, miejscami zszokowałam, szeroko otworzyłam oczy. I przyjęłam do wiadomości, że zdaniem autora to „cudowny, nieodgadniony, pojebany świat”. Nie potrafię pojąć za co on ten Egipt tak kocha. Mnie obrzydł.