"Z jakimże uniesieniem witałam głos Karoli, ten głos opanowany, tchnący spokojem, przynoszący spokój.! A przecież nie widywałyśmy się wcale , bo z wiosną miałam tyle pracy w gospodarstwie, że trudno mi ją było porzucić bodaj na połowę dnia, Karola dzieliła zaś swe wolne godziny między narzeczonego, lekturę fachową i odwiedziny u rodziców. Pisywała natomiast listy, ilekroć wyjeżdżała bodaj na niedzielę do Wałcza, i dzięki temu mogłam sobie odtworzyć jej myśli w tym białym pokoiku szpitalnym, gdy czekała na kochanka, którego wezwano własnie na ostry dyżur."