Obserwował, jak ludzie powoli nacinają swoje przedramiona, a z tych ran spływała ciemna ciecz. Bez słowa przyciskali je do ust innych, pojąc ich swoją krwią. Te kobiety, które niedawno urodziły dzieci, karmiły uczestników mlekiem zmieszanym z własną krwią, tworząc perwersyjny rytuał komunii, jakiego Jan nigdy wcześniej nie widział. Mleko spływało do kielichów, gdzie mieszało się z brunatnoczerwonym płynem, a następnie podawano je dalej w kręgu, niczym Najświętszy Sakrament. W powietrzu unosił się zapach żelaza i potu, ale połączony z czymś słodkim, niemalże kwiatowym, co potęgowało surrealizm całej sceny. Jan widział, jak niektórzy uczestnicy, będący niemal w transie, wykrwawiają się na oczach innych, a ich ciała były wygięte w nienaturalnych pozach. Niemal dziko przykładali swoje rany do ust pozostałych, jakby to był akt ostatecznego oddania się ciemnym siłom, które zdawały się kontrolować tę ceremonię.