Literatura wybitna. Rozumiem zachwyty i Nobla. Choć gdybym nie była na nią merytorycznie gotowa, nie dałaby mi tyle satysfakcji. Przygotowałam się przez przypadek. Podczas czytania „Gdzie poniesie wiatr” zafrapował mnie temat kryzysu gospodarczego w Ameryce w latach 30.
Już książka Kristin Hannah przyniosła mi dużo informacji, ale sprowokowała mnie również do postudiowania tematu.
Mój Boże! Ależ się tym ludziom czasy trafiły! Z największym kryzysem w historii kapitalizmu. Szperałam w sieci i odkrywałam Amerykę. Dlatego przy „Gronach gniewu” zanurzyłam się w czasy, które już nie były mi obce.
Z Wielkim Kryzysem, Dust Bowl’em, bankructwami, głodem, chłodem, utratą domów i godności. Z powoli traconą nadzieją na pełny brzuch i lepsze jutro, na wymarzony mały biały domek i przede wszystkim na godnie opłacaną pracę.
Obie ksiąźki są dla mnie wartościowe, ukazują kawałek mało znanej poza Ameryką historii - losy wędrownych robotników w czasach kryzysu oraz mechanizmy, wskutek których do tego doszło. W obu autorzy przeczołgali swoich bohaterów i zafundowali im koszmar.
Ale to „Grona...” bardziej zagrały mi na emocjach, to w tej powieści poczułam pasję i gniew Steinbecka i jego zaangażowanie uczuciowe. Podobno autor przygotowując się do napisania książki zamieszkał na jakiś czas w obozach Oklaków (zwanych Hoovervilles) i pracował z nimi przy zbiorach. Stąd jego opisy pochodzą z bezpośrednich obserwacji, a nie z po prostu lepiej, czy gorzej zrobionego researchu. I ja to czułam.
Powieść zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Przede wszystkim przez emocje, które we mnie wywołała, przesłanie, analogię do tematu dzisiejszych imigrantów zarobkowych oraz z powodu języka, którym autor operuje. Przez żółwia, wiatr, niebo i sok z brzoskwiń kapiący po brodzie i mleko z matczynej piersi.
Pomimo braku akcji i spektakularnych pociągnięć fabularnych. Mimo tego, że nie lubię jak autor zostawia otwarte zakończenie, czyli dopowiedz sobie czytelniku po swojemu: albo będzie dobrze, albo będzie źle.
Z perspektywy czasu wiadomo, że ostatecznie ogólnie zakończyło się dobrze, ale jak dla tej konkretnej rodziny?