Dziś przychodzę do Was z recenzją mojego jesiennego patronatu. „Jesienne niebo” Denise Hunter to cudownie ciepła historia miłosna… i coś zdecydowanie więcej. To wspaniała opowieść o brzemieniu przeszłości, o zmaganiach z poczuciem winy, zawierzeniu w boski plan i ludziach, którzy są sobie przeznaczeni.
Przenosimy się do Pensjonatu Bluebell, gdzie trójka rodzeństwa wspólnie stara się urzeczywistnić marzenia tragicznie zmarłych rodziców. Od czterech lat wspólnie prowadzą pensjonat, w którym najważniejsi są ludzie… Jednak każde z nich ma swoje marzenia i plany, które dawno temu odłożyli na półkę, a teraz pragną do nich powrócić. Starsze rodzeństwo odnalazło już swoich towarzyszy życiowych… Czy twardo stąpająca po ziemi Grace da się porwać miłości? Czy strach i poczucie winy towarzyszący jej życiu pozwolą na sercowe uniesienia? Czy ktoś otuli ją uczuciem i troską?
Grace i Wyatt to młodzi ludzie z wielkim bagażem trudnych doświadczeń. Oboje w dzieciństwie otarli się o śmierć. Oboje próbują normalnie żyć i starają się odnaleźć wewnętrzny pokój. Starają się żyć teraźniejszością i odciąć się od rozważań co by się zmieniło, gdyby… „Nie graj w „co by było gdyby”, Grace. Bo zawsze przegrasz”. Czy dwoje poranionych życiowo ludzi będzie dla siebie wsparciem?
Są ludzie, którzy dają ukojenie w bólu.
Są rozmowy, które pozwalają zabliźnić się ranom.
To cudowna, ciepła i wzruszająca opowieś...