Przyszedł czas pożegnać się z bohaterami trylogii Pensjonat Bluebell. Z jednej strony trochę mi smutno, że ta cudowna seria już się kończy, ale z drugiej strony autorka postarała się, żeby było to piękne i w pełni satysfakcjonujące zakończenie.
Akcja powieści rozpoczyna się dwa lata po wydarzeniach opisanych w “Kropli błękitu”. Rodzeństwo Bennettów spełniło marzenie swoich nieżyjących rodziców i przekształciło rodzinny dom w dobrze prosperujący pensjonat, ale nadszedł czas, aby go sprzedać i pomyśleć o własnych marzeniach. Z całej trójki tylko Grace planuje zostać w Bluebell i rozkręcić swoją wypożyczalnię sprzętu sportowego. Dziewczyna twardo stąpa po ziemi i nie w głowie jej romanse - do czasu aż w pensjonacie pojawia się Wyatt, agent Secret Service na przymusowym urlopie. Mężczyznę wiążą z Bluebell tragiczne wspomnienia, którym wreszcie jest gotów stawić czoła - ale do tego potrzebuje pomocy Grace.
Jak nietrudno się domyślić, tym razem główną bohaterką jest najmłodsza z rodzeństwa Bennett. Chociaż darzę sympatią całą trójkę, to jednak po energicznej i rozgadanej Molly oraz poważnym i zaborczym Levim, Grace wydała mi się najnormalniejsza z nich wszystkich. Albo po prostu najbliżej jej do mojej własnej introwertycznej natury i dlatego najbardziej polubiłam właśnie ją. Podoba mi się jej determinacja i pewność w dążeniu do celu, jej zaradność i dojrzałość, rzadko spotykane u osób w jej wieku. Wyatt z kolei reprezentuje typowego bohatera romansu: z zewnątrz twardy, tajemniczy agent, oczywiście przystojny jak z obrazka, a w środku wrażliwa dusza. Mam jednak słabość do męskich bohaterów Hunter, bo wcale mi ta sztampowość nie przeszkadzała.
Poprzez postać Wyatta autorka odeszła trochę od słodkiego romansu, wprowadzając też elementy powieści sensacyjnej, a także mroczne i niepokojące tajemnice z przeszłości bohaterów. Ta część trylogii miała najcięższą atmosferę, ale przyznam szczerze, że podobało mi się to, bo dzięki temu fabuła była jeszcze bardziej wciągająca. Swoim zwyczajem Hunter użyła też historii miłosnej, aby przy okazji zwrócić uwagę na poważniejszy problem - tym razem na syndrom ocalałego, występujący u osób, które znajdowały się w sytuacji zagrożenia życia, ale chociaż one przeżyły, to ktoś inny nie miał tyle szczęścia. W powieści zarówno Grace jak i Wyatt zmagają się z podobną traumą, co z jednej strony zbliża ich do siebie, a z drugiej może poważnie zachwiać ich kiełkującym związkiem.
Książki Denise Hunter są wyjątkowe pod takim względem, że potrafi ona tworzyć zupełnie nieprawdopodobne historie - bo jakie są szanse, że z trojga rodzeństwa jedno zwiąże się ze słynnym pisarzem, drugie z hollywoodzką aktorką, a trzecie z agentem Secret Service - a mimo to tak angażuje czytelników w losy bohaterów i na tyle umiejętnie żongluje motywami pobocznymi, że podczas czytania w ogóle nie zwraca się uwagi na takie niuanse jak rachunek prawdopodobieństwa. Jej powieści stanowią doskonałą, lekką rozrywkę, a z drugiej strony każda z nich ma w sobie coś wartościowego.
Jak już pisałam na początku, zakończenie jak najbardziej mnie usatysfakcjonowało. Oprócz historii Grace poznajemy też dalsze losy Molly i Leviego, wszystkie wątki zostają domknięte, mogę więc z uśmiechem na ustach zostawić tych bohaterów za sobą i wyczekiwać kolejnej chwytającej za serce serii Denise Hunter.