Niestety, taka sobie. W połowie mocno się już nudziłam i czekałam na zakończenie, a przy lekturze książki, która ma ambicję być przejmującym horrorem, to nie jest dobry znak. Powieść składa się z dwóch części - pierwsza dzieje się w dość okropnej szkole dla chłopców, gdzie ewidentne braki umiejętności pedagogicznych nadrabiane są przesadnym rygoryzmem, druga w tytułowej Krainie Cieni, posiadłości należącej do wuja jednego z bohaterów. Pierwszą część z powodzeniem można by skrócić, bo większość opisywanych wydarzeń nie ma jakiegoś naprawdę bezpośredniego związku z tym, co się dzieje w drugiej. I żeby było jasne, nie przeszkadza mi ględzenie o różnych rzeczach przy okazji tworzenia horroru - jestem w końcu miłośniczką Kinga, który w swoje historie wplata masę wątków pobocznych, opisów i dygresji - ale jakoś brak mi w tym pazura. Więcej miejsca poświęca Straub chorym rojeniom szkolnego prześladowcy, niż przyjaźni Toma i Dela i ich fascynacji magicznymi sztuczkami, co będzie naprawdę ważne w czasie pobytu w Krainie Cieni. Może trzeba też było zrezygnować z prowadzenia części narracji przez szkolnego kolegę obu chłopców, części przez Toma, itd. - lepiej sprawdziłby się poczciwy trzecioosobowy narrator ogarniający całość akcji.
W drugiej części było niewiele lepiej i naprawdę niecierpliwie czekałam, aż dojdzie do finalnej konfrontacji. Koniec był niezły, ale zdecydowanie za długo trzeba było do niego docierać.