Przyznaję, że początek książki mnie mocno zdziwił, gdyż syn autora opowiada nam w jaki sposób powstały książki jego ojca, jak dawny to był czas i niekiedy jak nieokreślony. Wiele zabiegów pozycja przeszła, by można było ją przeczytać, zwłaszcza, że ich autor zmarł tuż przed zakończeniem serii. Mamy tu porównania i podkreślenia, co wyróżnia tą opowieść od innych i jaki miała odnieść wydźwięk. Z pewnością nie jest przeznaczona dla każdego, gdyż nie zawiera pustych opowiadań. Wiele rzeczy czytający tu śledzi i myśli o tym, co czyta. Zaczynamy mieć pewne wyobrażenia o książce i niespiesznie im dalej, tym bardziej się one zmieniają.
,,Siedziba mała jest, jej mieszkańcy wszakże są znacznie od niej mniejsi. Ci bowiem, którzy wchodzą w nasze progi, są albo bardzo mali z natury, albo stają się tacy na własne życzenie ".
Aż nie wierzę jak pięknie ta księga jest opisana! Cudowne, malownicze pióro, które potrafi tchnąć życie nawet w stary dąb, który lata świetności ma już za sobą. Nie ważne o czym czytałam, uśmiechałam się niczym te dzieci o których tutaj czytałam. Czułam ich radość i wyczekiwanie. To jakbym zawitała do pięknej krainy elfów, gdzie mogłam korzystać z ich dobrodziejstw pod warunkiem, że byłam ich mieszkanką, a na część lektury właśnie się nią czułam. Poznawałam każdy kąt, którym oni przemierzali i wiedziałam gdzie co trzymali. Tylko postacie musiałam sama sobie wyobrazić, gdyż ich opisy były bardzo pobieżne. Autor chciał przede wszystkim ukazać świa...