Nie oceniam, bo nie przeczytałam, przejrzałam tylko i stwierdzam, że to nie dla mnie. Liczyłam na jakąś lekką i przyjemną opowieść, moja wina, że źle wybrałam, ale autorka też ma co nieco za uszami, przynajmniej dla mnie. Początek powieści to moment, gdy bohaterka budzi się o poranku - i zaczynają się opisy, ale jakie.... Rzeźbiona rama łóżka otrzymuje całą stronę afektowanych zachwytów, ciąg dalszy nie zmienia się w stylu ani odrobinę:
Ziemia się rozwiera, jej pęknięta skóra rodzi szafirki i pierwsze fiołki.
No nic, próbuję dalej, bohaterka zaczyna się zajmować ogrodem, ponowne szczegółowe opisy, powiedzmy, że daję radę, ale nie, znów mnie osłabiło:
Kolana i dłonie po łokcie ubrudziłam ziemią.
Ciekawostka anatomiczna, gdzie kolana i dłonie mają łokcie? Nie wiem, co to miało być, elegancja? Szukanie na siłę czegoś innego, niż zwykłe stwierdzenie, że ktoś się upaprał? Może bym i zrozumiała chęć uzyskania efektu z górnej półki, ale brak sensu zdecydowanie go psuje. Już widzę, że mi z autorką nie po drodze. To nie tak, że nie lubię opisów, jedną z moich ulubionych lektur jest "Nad Niemnem", w którym opisów jest od groma i jeszcze trochę, ale nie jestem w stanie strawić stylu autorki. Pewnie miał być elegancki, nie potoczny, tylko bardziej wysublimowany - cóż, nie przyswajam, dla mnie jest egzaltowany, nienaturalny i nie pasujący do całości. Całość, którą przekartkowałam, też mi nie odpowiada, nie m...