Bogowie romansu, jakie to drętwe. Infantylne. Bzdurne. Rozwlekłe. Przegadane. Głupie.
Jak był powiedział ktoś: Akurat, do zawieszenia na gwoździu w klopie.
Liczyłam na łagodnie odmóżdżający romans, dostałam czytankę dla małych dzieci.
Napisaną w sposób, jakby sama Wiggs potrzebowała specjalnej troski.
Tłumacz może i dołożył starań, by zmienić tę paćkę w jakieś strawne poczytadło, ale Lekcji wdzięku nie broni nic. Nawet to, że redaktor/opiekun serii oszczędza swoich zwyczajowych kfiatków. (A są i one, oj są...) To wciąż niedorosły, niepoważny bełkot; rozwleczony i nudny jak flaki z olejem.W okolicy trzeciego rozdziału chciałam cisnąć tą marnizną w cholerę.
Przy dziesiątym mówię dość. Tego nie da się czytać. Zwyczajnie się nie da.
Nawet po znieczuleniu procentami.
0/10
Pozachwycać okładką i trzymać się z daleka.
.