Przypadkiem, a jednocześnie na potrzeby tegorocznego wyzwania naKanapie, trafiłam na pozycję dobrą do rozważań na jesienne dni - debiutancki zbiorek Julii Fedorczuk z 2000roku. Charakterystyczna dla liryk zebranych w tomiku jest odczuwalna przemijalność chwili, dnia, pory roku. Słowa wypełniające liryki "Listopada nad Narwią" układają się w rzeczywiste obrazy odczuć, dalekie podróżowanie przybliżające do domu, pewne powtarzalne rytuały, pełne doświadczanie chwili.
Fiedorczuk serwuje nostalgię wspomnień, senność krajobrazu, brzask dnia stapiający się ze zmierzchem, dającą się poczuć "lepkość mokrej ziemi". Idealnie wpisuje się w krajobrazy za oknem, nasze postrzeganie późnojesiennych chwil, lekkości wiosennych poranków, wznoszenie się i podróżowanie w przestworza ludzkiej natury, zachęcając przy tym do przemyśleń, wspomnień, zatrzymania i przeżywania chwili taką jaką ona jest. W końcu to ta Poetka powiedziała kiedyś, że poezja jest dla niej praktyką uważności. A każda część omawianego tomiku ma swoje pory czasowe, pulsuje życiem, budzi zaciekawienie.
Jej liryki wpisują się w filozoficzno-symboliczny sens ludzkiego istnienia stworzonego do cyklicznego odtwarzania rytmu natury. A ich treść dotyczy zwykłych rzeczy, codziennych doświadczeń, jest celebracją przelatujących chwil, oddających ich nastrój. Czytasz i czujesz się coraz lżejszym. Kontakt z poezją Fiedorczuk to coś na kształt oczyszczającego zabiegu.
*Wyzwanie naKanapie'2023 - 13.Książ...