"Patrzył długo na jej twarz ociężałą od snu, pokrytą cieniem... Trudno by powiedzieć, że zdawał sobie jakąkolwiek sprawę z tych rysów. To, że miała ładnie wygięte brwi, zadarty nos, kaszkę pod lewą powieką, blade usta, trochę spiczastą brodę — to przecież nic nie znaczyło...
Ale dwie, drobne żyłki, małym zgiętym kłopotem siności, przecinające skroń, lekki puch, który okrywał górną wargę, mała blizna u wierzchu czoła — (widzisz wyjmowali mnie szczypcami, tak bardzo nie chciałam przyjść na świat — wiedziałam co mnie czeka) — ale cały szereg nieuchwytnych drobiazgów sprawiał, że mogłyby się burze zmagać i światy do góry nogami wywracać: — Zdzich by wciąż pamiętał o sinym kłopocie, załamanym na skroni, bliźnie u wierzchu czoła i brunatnej kaszce pod lewą powieką...
Przez miękką falę koszuli i białej spódnicy rysowało się ciało żonine ciepłymi łukami powabu. Pełne, smagłe ramiona, połyskujące z koronkowych obłąków, sprawiały, że przecież powinien by krzyczeć z radości..."