Opinia na temat książki Miasto Krwi

@Chassefierre @Chassefierre · 2019-11-20 22:49:42
Przeczytane Literatura polska
Mam problem z tą książką. We wstępie autor stwierdza, że ,,Miasto krwi’’ jest opowieścią fantasy. Przygotowałam się zatem na dobry debiut, sięgnęłam po kawę i czytałam czekając na pojawienie się dobrej akcji. Później zaś czekałam chociaż na pojawienie się jakiegoś elfa.

Na próżno. Nie doczekałam się.

Ale od początku: akcja ,,Miasta krwi’’ rozkrywa się w XVII wieku, w fikcyjnym mieście Hyruf, którego pierwowzorem był Londyn czasów Cromwella. I pod tym względem, to jest pod względem klimatu świata przedstawionego powieść trzyma poziom mniej więcej do rozdziału zatytułowanego ,,Czerwony parlament’’. Później piękny siedemnastowieczny klimat pryska i do końca nie powraca. Wielka to szkoda.

Głównym bohaterem ,,Miasta krwi’’ jest Mulgih Thadur, chromy młodzieniec o sparaliżowanej połowie twarzy. Jego przygoda z półświatkiem Hyruf zaczyna się, rzec by można, dość klasycznie – bohater wychował się w patologicznej rodzinie, jego ojcem był alkoholik bijący matkę. Pewnego dnia Mulgih postanowił przerwać tą pętlę nieustannej i wciąż narastającej agresji mordując własnego ojca. Wtedy niebywały talent młodego Thadura dostrzegł człowiek o imieniu Garlon.

Od tej pory Mulgih z jakiegoś powodu staje się znanym zabójcą. Napisałam ,,z jakiegoś powodu’’, bo w książce nie zostało wytłumaczone, w jaki sposób nazwisko Thadura stało się w Hyruf tak sławne. Uprzedzam przy tym, że wytłumaczenie, jakoby zabójstwo ojca było tak znaczącym epizodem w życiu tego młodzieńca zupełnie nie uwierzę. Bo wybaczcie, ale żeby stać się znanym zabójcą pokroju Johna Wicka trzeba jednak czegoś więcej.

W każdym razie, oczekiwałam dramatycznych opisów zleceń, morderstw i względnych moralnie wyborów przed którymi zostanie postawiony bohater. Tymczasem otrzymałam serię krótkich opowiadań, które czytałam z coraz większym niedowierzaniem.

Pragnę też zaznaczyć, że doskonale rozumiem, że książka będzie mieć swoją kontynuację, ale… ale jednak, na kopyta Dzika Lata, zachowanie Mulgiha kojarzyło mi się z Anakinem z ,,Zemsty Sithów’’. Pamiętacie? Anakinie, teraz staniesz się Sithem. ,,Tak, mistrzu.’’ Anakinie, teraz pójdziesz i wymordujesz wszystkich młodych jedi. ,,Nie ma sprawy, mistrzu’’. Anakinie, teraz jeszcze tylko zabij Kenobiego. ,,Już się robi, mistrzu’’.

Mulgih działa w taki sam sposób. Garlon kazał mu wziąć ślub z prostytutką i usynowić swojego bękarta? Nie ma sprawy. Garlon zniknął? Nic się nie stało. Pojawił się jakiś dziwny, straszny człowiek o imieniu Jaslag? Zaczyna się robić gorąco. Jakaś kobieta chce, żeby uprawiać z nią seks? Nie ma sprawy.

W tym momencie się zatrzymam: scena erotyczna w tej książce była zła. Musiałam przeczytać ją dwukrotnie, żeby upewnić się, że do czegoś jednak doszło (i że to nie było delirium, albo wspomnienie, albo wyobrażenie bohatera). I generalnie do tej pory nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak ten stosunek wyglądał. Poza tym, mam pewne zastrzeżenia co do tego, że Mulgih nie rozpoznał kobiety z którą uprawiał seks, skoro wcześniej spotkał ją w okolicznościach, które z pewnych dość ważnych powodów trudno byłoby… zapomnieć. No ale. Może się nie znam i takie coś się na kacu zdarza.

W momencie, w którym na scenę wkraczają reformatorzy książka staje się zwyczajnie zła i mdła. Mulgih – oczywiście – wstępuje w ich szeregi i natychmiast staje się najgorszym możliwym rodzajem człowieka, a więc neofitą. Całą reformatorską bandą kieruje nie kto inny, jak straszliwy Jaslag, który otrzymuje rozkazy od tajemniczego Palatyna.

Mamy tu więc wątek walki religijnej między katolikami i reformatorami. Katolicy pod wodzą papieża Sykstusa są oczywiście bezwzględnie i bez wyjątku źli, wyuzdani, pazerni, rozpustni, obżarci, dwulicowi (wstawcie tu cokolwiek złego), a reformatorzy są… niby lepsi. Ale nie do końca. Bo ich refizytorzy (to taki reformatorski odpowiednik inkwizytorów, którzy w tej książce się wcale nie pojawiają) stosują straszliwe Trwałe Tortury.

Jest źle i jest mrocznie, i jest ponuro, a krew leje się strumieniami, bo zło trzeba wytępić i wypalić do korzeni, żeby Bóg był zadowolony i żeby nastąpiła ogólna radość, szczęśliwość i tak dalej. Generalnie ,,nic nowego pod słońcem’’.



Narratorem powieści jest Mulgih i nie jest narratorem wdzięcznym. Jego wynurzenia (zwłaszcza pod koniec książki) są momentami dość nudne i w pewnym sensie irytujące. Akcja rozpływa się w niewiele znaczących szczegółach i traci tym na wartkości.

Sam bohater jest postacią w zasadzie pozbawioną charakteru. Ktoś mu coś każe, on to robi. Kiedy pojawia się większy problem – wychodzi z domu, bo po co ma w nim siedzieć z marudzącą żoną. Potem nagle doznaje objawienia i rozpoczyna ciężką pracę na rzecz nowego porządku.

Postacie drugoplanowe… są. Tak po prostu. Tylko Silla nagle przechodzi drastyczną i niemożliwą przemianę z prostytutki w gustownie odzianą kobietę, która leży zjawiskowo na szezlongu popijając dwunastoletnie wino z kieliszka w trakcie inspirującej socjologicznej lektury. (Naprawdę?)

Z kolei źli bohaterowie są źli. Wszyscy. Bez wyjątku. Żaden nie przejawia choćby jednej dobrej cechy. A katolicy to już w ogóle – zło wcielone w tej książce. Najczarniejsze z czarnych postaci. A papież Sykstus oprócz tego wszystkiego jest też jeszcze… głupi.



Czy polecam? Z żalem piszę te słowa, ale nie bardzo. ,,Miasto krwi’’ nie jest dobrą książką. Historia, która została w niej przedstawiona jest w zasadzie ,,taka sobie’’. To znaczy, można się z nią zapoznać, jeśli nie ma się nic lepszego do roboty i do czytania pod ręką. I to by było na tyle.

[https://tekstomancja.wordpress.com/2016/06/06/saga-wschodnia-miasto-krwi-kamila-dziadkiewicza/]
Ocena:
Data przeczytania: 2016-06-03
Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Miasto Krwi
Miasto Krwi
Kamil Dziadkiewicz
5.5/10

Siedemnasty wiek, Hyruf. Epoka krwawych wojen religijnych. Poniżany przez ojca z powodu kalectwa Mulgih Thadur nie może dłużej znieść maltretowania siebie i swojej matki. Doprowadzony do ostateczności...

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl