Na pierwszy rzut oka banalna historia.
Umierający ojciec, który zostawia gigantyczny spadek swoim córkom. Oczywiście pod pewnymi warunkami. Dziewczyny widzą się po raz pierwszy w życiu, jak można się domyślać, miłością do siebie nie pałają, ale w myśl testamentu „ukochanego” tatusia, muszą spędzić razem na farmie cały rok.
Trzy bardzo różne kobiety, wyrwane z odmiennych światów, a do nich trzech bardzo męskich, przystojnych i oczywiście twardych facetów.
Co Norka ma z tymi trójkami?
Z takiego scenariusza można zrobić banał, ale można też poradzić sobie znacznie lepiej.
Jak poradziła sobie Roberts?
Nie powiem - byłam ciekawa, choć dzięki filmowi może nie aż tak bardzo, jakbym była przed nim. Odsuwałam przeczytanie samej książki łudząc się, że zapomnę film i wtedy będzie fajniej, ale los polecankowy chciał inaczej.
Willa najmłodsza, jedyna z córek która wychowywała się przy boku ojca. Twarda jak on, z ziemią w mięśniach i wielką miłością do krainy, do miejsca, do tego skrawka pod niebem. Moja ulubiona.
Ben, sąsiad, wykonawca testamentu, mężczyzna, któremu ojciec Will chciał podarować córkę za żonę wraz z ziemią. Mimo, że propozycja została odrzucona, Ben nadal ma słabość do tej twardej dziewczyny.
Tess, wystrzałowa dziewczyna od scenariuszy, której nie w smak jest rok pobytu na farmie, bród za paznokciami i ból w mięśniach.
Nate, prawnik, hodowca koni, zaczyna od fascynacji, przez szybki seks, kończy na oczekiwaniu aż Tess dojdzie do wniosku, że jej miejsce jest pod niebem Montany, a nie na ulicach Hollywood.
Lily, bardzo samotna, bardzo poraniona, cicha, ciesząca się każdym dniem bez obecności byłego męża i jego metod rozładowywania frustracji czy złości. Cudnie nabiera siły, odzyskuje i siebie i radość dnia.
Adam, przyrodni brat Will, koniarz o czułym sercu nakierowanym na najcichszą z sióstr.
I dwa złe charaktery. Paskudne.
Do tego klimat farmy, jej codzienne życie, narodziny i śmierci. Bardzo akurat to przypadło mi tutaj do gustu. W takim miejscu, mimo ciężkiej pracy, można się zakochać. To miejsce stworzone przez Norkę potrafiło nadać sens życiu bohaterów. I w tym pozytywnym i negatywnym.
Montana ze swoim ranczem to dla mnie jeden z głównych bohaterów tej książki.
Tess nie lubiłam, ale ja zawsze tak mam z przebojowymi bohaterkami. Później doceniłam, szczególnie w akcji SPA, walkach przedwyjazdowych, rodzeniu się cieląt oraz w czasie gdy „pracowała” nad Willą w sprawie Bena. Swoją drogą ich pierwszy raz to jedna z moich ulubionych scen z tej książki. Pełna humoru, zabawy, walki, szacunku i choćby niewypowiedzianej miłości. Być może to jedna z lepszych scen na jakie kiedykolwiek natrafiłam w romansie (w sumie można byłoby zorganizować ranking – Ten Pierwszy Raz). Lily nie ukrywam przemknęła mi na tyle szybko, że w sumie nie zdecydowałam czy ją lubię. Choć upija się szampanem i opowiada o kciukach Adama wyjątkowo urokliwie.
Krótko - dla mnie w książce znaleźć można zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Humor, rodząca się miłość siostrzana, relacje damsko męskie – nie ukrywam, że dla mnie głownie w kontekście Willi i Bena, bo chyba patrzę na tę książkę przez pryzmat ich związku.
Podsumowując, podobało mi się. Choć długie, nie narzekałabym na dłużyzny. Przyjemne i mimo okrucieństwa ukrytego w chorym człowieku, a właściwie dwóch ludziach, ciepłe, niekiedy nawet radosne w odbiorze.
Jest oczywiście bardzo lukrowo, słodko, miodnie, a nieprzyzwoite szczęście oplata wszystkich bohaterów, ich rodziny z wielką nadzieją, że kolejne pokolenia będą jeszcze bardziej szczęśliwe, a żyć im się będzie dostatnio i udanie :)
W sumie jestem na tak. Może nie euforycznie i wykrzyknikowo, ale spokojnie mogę przyznać, że było miło, a czas nie został zmarnowany.
Tyle, że nie jestem przekonana czy rzeczywiście nie wolę Nory w opowieściach jeden na jeden. Sagach rodzinnych, gdzie nie umykają mi losy bohaterów poprzednich części, bo pojawiają się oni na krócej lub dłużej od czasu do czasu. Muszę przeczytać jeszcze kilka pojedynczych tytułów i wtedy będę wiedziała. Albo i nie ;)
Na szczęście autorka dba o czytelnika i jest w czym wybierać. Każdy znajdzie coś dla siebie.