Ocalić przed małżeństwem

Romans z grupy tych pisanych po łebkach. Może dlatego, że okoliczności których dotyczy same w sobie są bardzo specjalne. Nie mogę powiedzieć, że jest jakiś bardzo zły, ale wyraźnie ktoś porwał się bez motyki na słońce. W skrócie wygląda to tak: Szczwany lis szuka męża dla słodziuchnego pustaka nim socjeta się zorientuje, że gwiazda sezonu jest pozłacanym papierkiem. Wybrana ofiara pcha się w ręce sama i własnoręcznie zakłada sobie pętlę na szyję. Jednakże w drodze na szafot niedoszłej ofierze przeskakuje trybik i swoją bratnią duszę odnajuje w "gorszej" siostrze. Trzeba nie lada szczęśliwych zbiegów okoliczności, by się z niekorzystnych układów wyplątać.
Merrill oddaje w ręce czytelnika romans na miarę rozumku Belle: prościutki, głupiutki, boleśnie naiwny; niby uroczy - na dłuższą metę nużący, plus na siłę wbija w treść motywy jak dla mnie całkowicie zbędne. Wygląda to ni w pięć ni w dziewięć, ale "momenty" muszą być. To nie jest udany romans. Mam też zastrzeżenia do pracy tłumacza i korektora. Kochani, język polski z natury ma inną konstrukcję zdania niż angielski a słownik poprawnej polszczyzny nie gryzie. Słowo.