Odzyskać miłość

Jestem na nie. Nie i już. Nie podobało mi się to, co czytałam a to, co widziałam - jeszcze bardziej. Utwierdzam się w przekonaniu, że Georgie Lee swoją najlepszą książkę ma już za sobą ("Kopciuszek"). Tą tutaj nie pirzgłam o ścianę wyłącznie dlatego, że szkoda mi było niszczyć czytnik. "Odzyskać miłość" to takie bla...- bla... - bla... - bla... Można dodać tych "bla-bla" jeszcze kilka. Wówczas akcja nabierze tempa. Człowiek myśli, że już kończy mordować się z tą jakże nędzną literaturą a licznik pokazuje 34%. Traumatyczne doznanie.
Ale jako środek nasenny jest spoko. Każdy z rozdziałów uśpił mnie przynajmniej raz. Zatem tego... Do czytania - nie polecam; ale do poduchy - jest bezbłędna. I na tym koniec komplementów.
Teraz o tym, co oczy widziały i czego zobaczyć się nie udało.
Nie zobaczyłam na przykład w swoim ebooku nazwiska osoby odpowiedzialnej za korektę. Sama książka nie widziała jej również. Skąd to wiem?
Stąd:
"Pragnąłbym bardziej... nieoficjalnego związek",
"Zignorowałam fakt i po przystąpiłam do negocjacji"
"Dopiero żądanie ojca Milton niechętnie zgodził się przyprowadzić połowicę"
To tylko niektóre spośród kwiatków.
Cóż, to już wiadomo czemu korektor się nie po(d)pisał.
Kilka osób odpowiedzialnych ponad nim - również. Mniejsza szansa, że ktoś tych pożal się boże fachowców wyśmieje, albo zwyczajnie nakładzie im po mordzie.
Przez jedną krótką chwilę łudziłam się, że z okazji świąt Harlequin zrobi czytelnikom prezent i wyd...