Po cichu cieszę się na Taniec Smoków, bo moje drzewko genealogiczne powoli zaczęło się chwiać. No bo inaczej się nie da połapać w historii kto jest kim, jak nie wsiąść zeszyt i rozrysować. Ej na okładce pisze, że to Silmarillion dla Pieśni, i choć to istotne świadectwo, to jednak trochę mu do Tolkienowskiej biblii brakuje. Ale to nic nie szkodzi, ot taki zabieg, by się więcej kopii książki sprzedało.
Nooo, co tu mówić dużo - lubię świat Gry o tron, lubię serial, zaczęłam oglądać Ród smoka i tak po pierwszym sezonie zabrałam się za tą kronikę. Pseudo-kronikę. I trochę mi żal, że nie ma ekranizacji Podboju, że sobie (przynajmniej na dziś dzień) nie popatrzę na pieprzniętego Maegora, że nie zezłoszczę się na chutliwego Jaehaerysa i że nie pośmieję się z przewrotności księżniczki Saren. Ale może pieśnią przyszłości będzie jakiś serialik o nich. I jak już jestem przy serialu, to teraz bardziej rozumiem tylko zakreślone niesnaski sezonu pierwszego. Co prawda część pozmieniano, część wywalono i Laenor skończył lepiej, jednak te zmiany jakoś mi nie przeszkadzają. Może dlatego, że czas Tańca mamy przedstawiony przed trzech kronikarzy, a każdy z nich raczy nas coraz dziwniejszą, pikantniejszą opowieścią. I nie wiadomo, który z nich miał rację, a który tylko fantazję.
Wbrew temu, co myślałam, książka mnie zeżarła i czytałam ją nadwyraz szybko i sprawnie. Chociaż pierwsze rozdziały o Aegonie i jego siostrach są tak pokorne, iż widać, że 'piszący kronikę' pisze ją z ramienia wiernego, lizusowatego poddanego. Przychylny królom dobrym, zaś Maegorowi (bo to chyba na razie jedyna postać taka zła-zła), toby najlepiej przypiął czarcie rogi i wysłał do piekła.
No, Maegor dobry toto nie był, ale żeby aż tak po nim jechać? Hitlera nie przebijał. Niemniej szczyt przesłodzenia pojawia się z Dobrą Królową Alysanne, gdzie dziwię się, że żaden z poddanych nie zaproponował włączenia jej w poczet Siedmiu, skoro była tak dobra. I tyle dziecków urodziła, idealna klacz.
I tutaj pojawiło się dziwne przejście z ojca na syna, gdzie bez fanfar Viserys obejmuje tron. Jest to takie... ubogie? Dużo o nim nie piszą, niewiele mówią o dokonaniach (chyba ich nie miał) i hm... trochę to zalatuje Aenysem. Ooo, właśnie, zaczyna powoli robić się podobnie, jak za jego czasów.
Cóż, przede mną tom drugi - walka o Żelazny Stołek, która pewnie pochłonie więcej niż pół królestwa i wyczyści porządnie moje rozrysowane drzewko. Jestem tak ciekawa, że od razu chwytam za tom i zaczynam spoilować sobie kolejne sezony Rodu smoka ;)