Są książki, do których wraca się co jakiś czas z prawdziwą przyjemnością. To jest właśnie jedna z nich, klasa sama w sobie, dodatkowo jeszcze podbudowana dwoma znakomitymi filmami* doskonale przenoszącymi na ekran i klimat i przesłanie powieści.
Książka jest wielowątkowa i wrażenie takie odniosą zapewne nawet ci, którzy mają za sobą seans filmowy - wiele wątków jest tu znacznie bardziej rozbudowanych niż w wersji kinowej. Ogólnie książka "skacze" po różnych miejscach, wątkach, postaciach, a jej akcja trwa (z przeskokami) ok. dziesięć lat - nie licząc retrospekcji. Istna uczta słowa dla tych, którzy lubią długie, złożone i skomplikowane - a jednak trzymające się kupy - historie.
Trudno jednoznacznie powiedzieć o czym jest "Ojciec Chrzestny". Najkrócej - o mafii. Ale czytając książkę możemy momentami odnieść wrażenie, że bohaterowie to nie żadni zwyrodniali bandyci, ale ludzie; nawet nie tacy, jak my, ale dużo lepsi w niektórych kwestiach: ludzie z głębokim poczuciem honoru, na swój sposób prawi i sprawiedliwi (!). Ale nie tylko mafijne porachunki, napady, przekręty wojny gangów są tutaj ważne (chociaz to wszystko się tutaj pojawia i jest bardzo dobrze opisane) - ważne są relacje miedzy członkami rodziny. Dużo miejsca jest poświęcone także być może niezbyt istotnym z punktu widzenia głównego wątku, ale ciekawym perypetiom aktora i piosenkarza Johnny'ego Fontaine'a, krewnego Dona mieszkajacego w Las Vegas (wątek ten - i nie tylko ten - został bardzo mocno okrojony w filmie, zatem nawet ci, którzy widzieli film będą mieli do czynienia z nowymi dla siebie wydarzeniami).
Atmosfera, która otacza nas po zagłębieniu się w lekturę jest unikalna. Niemal czuje się klimat lat 40-tych i zapach zadymionego gabinetu, w którym na skórzanym fotelu siedzi Don, a przed ogromnym biurkiem - jego najbliżsi podwładni. Don Vito Corleone to postać tak silna, tak wyrazista, że aż jej autorytet wychodzi poza karty książki. Kiedy Don ma się wypowiedzieć, także i czytelnik czeka z zapartym tchem na to, co zawyrokuje człowiek, który nigdy nie mówi więcej niż trzeba - ale każde jego słowo jest przyjmowane bez dyskusji i choćby cienia sprzeciwu.
Myślę jednak, że głównym bohaterem wcale nie jest jednak Vito, ale jego syn Michael. Przemiana tej postaci jest najważniejszym chyba wątkiem. Średni syn przeznaczony był przez ojca do spokojnego życia gdzieś tam w cieniu rodziny - ale im dalej wgłebiamy się w powieść, tym bardziej widzimy, jak tego spokojnego i trzymającego się z dala od rodzinnych interesów człowieka coraz bardziej wciąga mafijna machina i pod koniec jest już pełnoprawnym, żądnym krwi bossem - i człowiekiem zupełnie innym od swojego ojca, bo paradoksalnie niezależnie od liczby ubitych ludzi na sumieniu trudno oprzeć się wrażeniu, że don Vito Corleone był... dobrym człowiekiem. U Michaela tego nie widać. I chyba nikt, kto rozpoczynał swoją przygodę z "Ojcem Chrzestnym" nie spodziewał się, że właśnie tak potoczy się ewolucja tego bohatera.
Cóż więcej mogę rzec? Nie znać "Ojca Chrzestnego" to moim zdaniem wstyd. Nawet ci, którzy film widzieli wielokrotnie powinni sięgnąć po książkę - aby w pełniejszy sposób przeżyć jeszcze raz losy rodziny Corleone.
* Tak, wiem - jest jeszcze trzeci. Ale czy on się liczy?