Tak, zdecydowanie tak. O ile po ostatniej części miałam mieszane uczucia w stosunku do serii, teraz takich nie mam. Ostatnia wdowa, choć bywa niekiedy niepokojąco mało prawdopodobna, jest zajmująca. Dla mnie również przerażająca i trzymająca w napięciu. Zawsze postrzegałam Slaughter jako autorkę bezwzględną, która nie ma większych problemów z krzywdzeniem swoich bohaterów i w tej części pokazuje to bardzo wyraźnie.
Mamy więc sektę w bardzo złym wydaniu, mamy gwałty, pedofilię, potrzebę zniszczenia otoczenia, krzywdę niesioną ku ludziom, młodych, zapatrzonych, którzy niczym marionetki poruszają się w rytm melodii granej przez najważniejszego, zachwiane relacje rodzinne, odosobnienie. A w tym wszystkim dwójka bohaterów, których znamy, lubimy i nie chcemy, aby stało się im coś złego. Kolejne przeciwności jakim muszą stawić czoło, nie tylko te zewnętrzne, ale również to bliższe rodzinne, sprawiają, że relacje między Willem i Sarą rozwijają się, dojrzewają, by w efekcie końcowym trafić na nowy, inny poziom.
Ostatnia wdowa nie jest łatwą książką, nie jest książką przyjemną, ale obawiam się, że może być książką prawdziwą, a co za tym idzie, przerażającą. Szybka w czytaniu, zajmująca i wciągająca. Taka jest.
Polecam kolejne spotkanie z dwójką bohaterów. Nie ukrywam, że czekam na kolejną część. I jak zwykle sięgnę po nią dopiero wtedy, kiedy ktoś szepnie mi, że autorka nie ukrzywdziła zbyt bardzo swoich bohaterów.