Fragment: Wiele rzeczy zdarzyło się w dniu naszego srebrnego wesela, niektóre były przyjemne, niektóre przykre. Noc poprzedzającą tę uroczystość spędziłam niemal bezsennie, gdyż dzieci uparły się, żeby zrobić przyjęcie i miałam wiele spraw do przemyślenia. Nie wyprawialiśmy przyjęcia w domu, ale zaprosiliśmy kilka zaprzyjaźnionych osób na obiad i zerwałam się z łóżka po północy, żeby sprawdzić czy drzwi do spiżarni są zamknięte, gdyż w zeszłym tygodniu nasza kucharka Alberta zapomniała je zamknąć i Toby, nasz foksterjer dobrał się do szynki. Posiadam niestety ten rodzaj umysłowości, że myślę na przemian o ogólnoludzkich zagadnieniach i o szynce, więc nie mam wiele spokoju. Mikołaj nie troszczy się nigdy o nic. Śpi całą noc, pracuje lub bawi się cały dzień i zawsze jest w dobrym humorze — a ja nie. Drzwi do spiżarni były zamknięte, więc uspokoiłam się i zasnęłam. O godzinie siódmej - wszyscy nasi domownicy łącznie z kucharką Albertą, pokojówką Melindą i foksterierem Toby wtargnęli do naszego pokoju, śmiejąc się, śpiewając, krzycząc i wlokąc za sobą wielką ciężką paczkę. Antoni i Toby wpadli pierwsi, Toby wskoczył do łóżka i zaczął lizać mi twarz i szczekać. Mam niewielkie wymagania w stosunku do mojego domu, ale żądam stanowczo, żeby nikt z rana nie wchodził do naszej sypialni, prócz Melindy z herbatą. Ale, był to dzień naszego srebrnego wesela, więc zjawili się wszyscy, z wyjątkiem Nancy, która nie mogła zwolnić się.