Kiedy kolejny raz, gdy w jakimś tam towarzystwie padło hasło "Skiroławki", kilka osób nerwowo zachichotało, a jedna, odważniejsza widać, upewniła się, że "to ta?... gdzie wszyscy ze wszystkimi, w stodole... jak zwierzęta?" - ręce mi opadły.
W "Raz w roku w Skiroławkach" erotyka jest obecna - fakt. Jest jej prawie tak dużo, jak w życiu normalnego, zdrowego człowieka. Ja bym stawiał na jakieś 7,3%.
Moje wydanie ma 492 strony łącznie, w obu tomach. Oznacza to, że ok. 455 stron jest o czymś zupełnie innym niż seks. Na przykład o psychice ludzkiej, o różnorodności i ogromnym bogactwie relacji pomiędzy ludźmi, o ich związkach z przyrodą i... ówczesną władzą, o elementarnie rozumianej sprawiedliwości i uczciwości, o winie i odkupieniu, o odpowiedzialności i honorze, o...
Ja tak mogę długo. Bo ta książka jest o bardzo, bardzo wielu rzeczach. Rzeczach, które warto zrozumieć, poznać, przeżyć...
Wracam do "Skiroławek" co kilka lat. I, jak zawsze, bardziej mnie interesują skomplikowane relacje komendanta posterunku MO z proboszczem, albo sposoby i metody zdobywania autorytetu na wsi, niż tych kilkanaście "momentów".